Forum Gotyk-Forum.pl - Gotyckie forum otwartego myśliciela. Strona Główna
Autor Wiadomość
<    Psychologia i socjologia   ~   Samobójstwo

Czy miewasz myśli samobójcze ?
Tak
62%
 62%  [ 25 ]
Nie
37%
 37%  [ 15 ]
Wszystkich Głosów : 40

Frustra Saeva
PostWysłany: Czw 16:02, 31 Lip 2008 
Zmierzch
Zmierzch

Dołączył: 15 Lip 2008
Posty: 306
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Warszawa


jako że część osób wypowiedziała się inteligentnie i na poziomie wcześniej, to pozwolę sobie na drobną uwagę.

słyszeliście może o zakładzie Pascala? w dużym skrócie, o Bogu. może dla laików wspomnę.
1) bóg jest i w niego wierzysz => zbawienie
2) bóg jest i w niego nie wierzysz => potępienie
3) boga nie ma i w niego wierzysz => nic się nie dzieje
4) boga nie ma i w niego nie wierzysz => nic się nie dzieje

rozumiem, że ucieczka w coś lepszego poprzez samobójstwo (kres cierpień etc) jest powodowane tym, iż wierzy się w życie wieczne? dobrze mówię chyba...

tylko że Bóg nie lubi samobójców. to raz. nie spotka tam nikogo nic dobrego. przynajmniej w ogólnie panującej religii.

według Pascala wiara jest opłacalna. ale samobójstwo niweczy wszystko, bo nawet jeśli Boga nie ma - i po prostu tracimy świadomość - to jaka w tym korzyść, kiedy szczęścia nie odczujemy? mi? teoria niedoszłych samobójców pada z kretesem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roseline_Remana
PostWysłany: Czw 16:40, 31 Lip 2008 
Noc Bezgwiezdna
Noc Bezgwiezdna

Dołączył: 26 Cze 2008
Posty: 590
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Puławy


Dla wierzącego samobójstwo zawsze będzie grzechem. Łamie przykazania, których przestrzeganie jest konieczne, aby osiągnąć zbawienie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Frustra Saeva
PostWysłany: Czw 16:43, 31 Lip 2008 
Zmierzch
Zmierzch

Dołączył: 15 Lip 2008
Posty: 306
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Warszawa


więc w takim układzie jak niby samobójstwo ma pomóc w ucieczce od cierpienia i Weltschmerz'u, skoro - de facto - nie przyniesie ono żadnej radości i żadnego uwolnienia, bo zwyczajnie nie będzie miał kto tego odczuwać? za wyjaśnienie funduję ciasteczko z IC.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Frustra Saeva dnia Czw 16:46, 31 Lip 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piorun
PostWysłany: Czw 17:01, 31 Lip 2008 
Nocny Łowca
Nocny Łowca

Dołączył: 20 Sty 2007
Posty: 1155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Suwałki, niestety...


Mon cheri, zakład Pascala podany w takim sosie pasuje tylko do starego wrednego starotestamentowego JHVH i ultrakatolickiej, a raczej średniowiecznej wizji Jezusa-Sędziego

Ludzie wierzą w różnych Bogów, również w takich którzy wybaczą człowiekowi samobójstwo - choćby z tego powodu że uznają że człowiek jest tylko człowiekiem. Albo dlatego że są najwyższą miłością, współczuciem i wybaczeniem.

Są też Bogowie którzy bardzo łaskawie patrzą na np samobójczych wojowników - nawet preferują ich nad zwykłych wiernych.

Są też ludzie którzy w nic nie wierzą bo tak, i wspomniany zakład ich nie rusza, a i tak zechcą uciec w nicość.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Piorun dnia Czw 17:06, 31 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Frustra Saeva
PostWysłany: Czw 18:07, 31 Lip 2008 
Zmierzch
Zmierzch

Dołączył: 15 Lip 2008
Posty: 306
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Warszawa


nie wątpie, Piorunie, aczkolwiek jako historyk sztuki, a nie psycholog/filozof posługuję się ogólnikami, albo też stereotypami, w dziedzinach w których nie przewodzę, no, chyba że mam informacje głębsze.

ponieważ ludzie, jako gatunek, stereotypom ulegają, to i ja takoż czynię, gdyż - jak zdążyłam zauważyć - wśród dość sporej liczby "gothów" Bóg (chrześcijański) odgrywa wielką rolę. nie mnie się do tego odnosić, a i zostałam w takim systemie teologicznym wychowana, więc jest mi raczej najlepiej znany. widać - za mało.

taka pascalowa forma jest najprostsza w odbiorze, bo nie miałam tu na celu pisania traktatów cycerońskich.chyba jednak możesz zgodzić się z postulatem Pascala, iż warto wierzyć w Boga, notabene, sam Pascal bodaj był wierzącym i praktykującym chrześcijaninem. oczywiście, jego wniosek był (albo i: jest) krytykowany przez wielu, bo w końcu odnosi się tylko do jednej religii... i tak dalej, i tak dalej. nie wiem, czy taki temat jest gdzieś na forum, a i tu bardziej chodzi o samobójstwa.

skoroś zwrócił mi uwage słusznie, to chylę czoła. jak na mizantropa, to dobrego wychowania odmówić Ci nie można. a co do bogów innych: religii rozmaitych i wierzeń nie znam, a i najbliższa mi tradycja kendocko-japońska, odwołuje się przecież do samurajów, którzy to wobec upokorzeń, przegranych, a nawet z wyroku swojego pana - zadawali sobie śmierć. ale to już zupełnie inna historia..


ale jednak wrócę do postawionego przeze mnie pytania, "gdzie" znajduje się ową ucieczkę?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Frustra Saeva dnia Czw 18:14, 31 Lip 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gothabella
PostWysłany: Czw 18:37, 31 Lip 2008 
Aksamitna Mgiełka
Aksamitna Mgiełka

Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 3194
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź


Frustra Saeva - myślę, że gdybyś została postawiona w sytuacji, w której bardzo byś cierpiała, to szybko zapomniałabyś o wszelkich zakładach Pascala. Według mnie jest on pozornie logiczny - nie ma kto odczuwać tak zwanego uwolnienia, ale cierpienia też nie ma kto odczuwać, stąd rozumiem ludzi, którzy w ten sposób swoje cierpienie kończą. Dlatego właśnie samobójstwo jest takim desperackim krokiem - człowiek woli nicość od cierpienia. Gdyby mógł wybrać życie bez cierpienia, to zapewne by to zrobił.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Piorun
PostWysłany: Czw 18:58, 31 Lip 2008 
Nocny Łowca
Nocny Łowca

Dołączył: 20 Sty 2007
Posty: 1155
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Suwałki, niestety...


Miałem trochę do czynienie z osobami w głębokiej depresji i wiem że oni naprawdę widzą w zakończeniu życia ucieczkę.

Nie będzie miał kto czuć - ale właśnie o to chodzi - o ostateczne pozbycie się zdolności czucia - w tym wypadku czucia psychicznego bólu.

Może to brzmi dziwnie, ale postawcie się na miejscu człowieka którego nic nie jest w stanie cieszyć, nic nie daje satysfakcji, wszystko jest straszne i beznadziejne. Jeśli taka osoba wierzy w to że po śmierci nie ma nic - a w to właśnie wierzy sporo takich osób - śmierć wydaje się bardzo logicznym wyjściem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Frustra Saeva
PostWysłany: Czw 19:09, 31 Lip 2008 
Zmierzch
Zmierzch

Dołączył: 15 Lip 2008
Posty: 306
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Warszawa


i właśnie tu znajduje się cienka linia, gdyż sama w depresji nigdy nie byłam, a i myśli samobójcze są mi obce. może to kwestia psychiki, może trybu i podejścia do życia... nie wnikam. po prostu z takim "rozwiązywaniem sprawy" (jakkolwiek paskudnie to brzmi) w całej rozciągłości się nie zgadzam, a skrajne przypadki ludzi chorych to też bajka odmienna.

za to pozwolę sobie zacytować pewną osobą, mój prywatny autorytet w wielu sprawach, polonistę i matematyka, W.Kalińskiego (w kwestii jednej z niewyjaśnionych smierci w latach 80tych, ale to mało ważne):

Ja osobiście przyznaję ludziom prawo do zakończenia własnego życia, gdy jest nieznośne. Gdy jest n a p r a w d ę nieznośne. Mogło takie stać się dla Emila.
Ale przecież „wolałbym”, żeby to była zbrodnia komunistyczna. Pewnie była.
Napisałem to – i muszę to odwołać, bo to za łatwe uspokojenie samego siebie. Bo to m o ż e była ucieczka Emila. Bo nas zabrakło.


pozostaje tylko pytanie, kiedy życie jest naprawdę nieznośnie, czyli kiedy możemy samobójcę zrozumieć, a kiedy tylko... hm... dziwimy się jego zachowaniu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Antivia
PostWysłany: Czw 22:09, 31 Lip 2008 
Ciemność
Ciemność

Dołączył: 07 Lip 2008
Posty: 461
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Legnica


Frustra Saeva- kiedy życie jest naprawdę nieznośnie? Trudne pytanie. Bo widzisz każdy inaczej odbiera problemy innych ludzi. To co jednego doprowadza do depresji, dla Ciebie może wydawać się banałem.
Żadnego problemu nie można bagatelizować.
Każdy człoweik ma inna psychikę. Jest bardziej lub mniej odporny na kryzysowe sytuację, więc ocenianie "kiedy życie jest naprawdę nieznośne" dla mnie nie ma sensu.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fleur
PostWysłany: Pią 11:42, 01 Sie 2008 
Narzeczona wampira
Narzeczona wampira

Dołączył: 25 Lip 2007
Posty: 4778
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: warmińsko-mazurskie


Ansata napisał:

Takie jak cięcie się?


Nie. Jest jeszcze wiele innych racjonalnych sposobów.
Co do Twojego komentarza - możesz odnosić wrażenie jakie chcesz. Dziwnie by to wyglądało, gdybym miała w tej chwili przekonywać Ciebie i Drypa, że tak naprawdę nie jest i nie usiłuję wcale zwrócić na siebie uwagi [bo niby czyjej? waszej?]. Ja wiem, jak wszystko w rzeczywistości wygląda i nie czuję potrzeby udowadniania Wam czegokolwiek. Postawmy więc na szczerość. Nie próbuję zwrócić na siebie uwagi. Niczyjej. Cięcie się nie jest dla mnie sposobem. A rzeczywiście głupio to wyszło, że moje 'sposoby na sprawienie sobie przyjemności' były rozpatrywane w trzech tematach. W każdym razie nie takie było moje zamierzenie, żeby w ogóle były one rozpatrywane. Tyle ode mnie w tej sprawie.

Antivia napisał:
Frustra Saeva- kiedy życie jest naprawdę nieznośnie? Trudne pytanie. Bo widzisz każdy inaczej odbiera problemy innych ludzi. To co jednego doprowadza do depresji, dla Ciebie może wydawać się banałem.


Właśnie. Dlatego przykro mi się robi, jak widzę sytuację, gdzie osoba zdrowa pyta się osoby z depresją, co ją doprowadziło do takiego stanu i persona zdołowana z życiem rzuca jakiś [niby błahy... ale zależy dla kogo] powód, a ta druga ledwo powstrzymuje śmiech kpiąc, że tego w ogóle nie można nazwać problemem.
Ponadto depresje często nie biorą się z jakichś konkretnych powodów, tylko ze zwykłego znudzenia życiem. Odechciewa się żyć, bo ma się wrażenie, że nic na tym świecie już konkretnego nie mamy do zrobienia. Tak było w moim przypadku, przecież nie wydarzyło się nic 'racjonalnego', przez co mogłabym mieć stwierdzoną depresję. A jednak niestety mam. Ale już jest lepiej, więc nie ma sensu tego rozpatrywać.

Wracając do tematu samobójstwa... niech każdy decyduje za siebie. Niech każdy robi co chce. Uważam, że osoby z myślami samobójczymi i planami, aby je zrealizować nie ma sensu odciągać od śmierci. Jeżeli naprawdę nie chce już żyć i nie widzi wyjścia, aby sobie ułożyć życie, to i tak prędzej czy później zrobi to, co ma zrobić, a nasze dobre chęci będą tylko przedłużaniem jej cierpienia. Niedoszły samobójca nie będzie nam wdzięczny za to, że przytrzymujemy go przy życiu, mimo tego, że chcemy dla niego dobrze.
Być może łatwo jest mi mówić, bo rozważam jedynie teorię. Sama nie wiem, jak wyglądałoby moje postępowanie, gdybym rzeczywiście miała coś robić bądź nie w sprawie myśli samobójczych bliskiej mi osoby. Myślę, że próbowałabym rozmawiać, ale uwiązanie jej na sznurku nic by nie dało...

Nie wiem, czy jest to sposób na rozwiązanie problemów, bo jest to zwyczajna ucieczka i nikt temu nie przeczy. Zresztą jak już tu ktoś napisał, ludzie wolą nicość od cierpienia i ja się temu nie dziwię. Pytanie tylko, czy tego cierpienia faktycznie nie da się z naszego życia wyeliminować? Chociaż częściowo? Myślę, że samo nastawienie do egzystencji wiele wnosi. Resztę zostawmy woli nie wiadomo kogo. Grey_Light_Colorz_PDT_19


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ansata
PostWysłany: Pią 12:23, 01 Sie 2008 
Czarna Kucharka
Czarna Kucharka

Dołączył: 13 Maj 2007
Posty: 2630
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Bielsko-Biała


Fleur, spodziewałam się dokładne takiego posta. Tylko to co teraz napisałaś nie zgadza m się z tym, co piszesz w innych tematach- osoba która na siebe nie zamierza zwracać uwagi nie spowiada się ze swoich codziennych spraw. Spraw dobrze znanych użytkownikom z nalepką "dojrzewanie".
Oczywiśce potrafię zrozumieć myśli samobójcze,natomast nie widzę potrzeby o tym pisać - szczerze mówiąc jest to dla mnie czymś na swój sposób wstydliwym i na tyle intymnym, by nie krzyczeć na całe forum "ja cierpię, ja mam stwierdzoną depresję, ja się tnę, ja chcę zejść z tego świata".
A co do tejże depresji- trochę wiem jak wygląda jej stwierdzenie. Nie wątpię w to, że możesz mieć poważny problem, ale też mam wątpliwości co do lekarzy, którzy nieraz bez powodu dają taką nalepkę. Mam potrzebne minimum wiedzy na ten temat, więc mam nadzieję, że kłótnia i spory nie będą konieczne.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ansata dnia Pią 14:52, 01 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vere
PostWysłany: Pią 14:40, 01 Sie 2008 
Łowca czarownic
Łowca czarownic

Dołączył: 28 Sie 2005
Posty: 1024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Sfera Materii Negatywnej


A tym którzy robią to na pokaz pożywkę do tego "pokazywania" daje widownia czyż nie ?
To tak jak z dzieckiem które klnie, jeśli ciągle będziesz mu zwracać uwagę będzie to robić ciągle i stanie się to bardziej intensywne bo ktoś się nim interesuje i właśnie o to mu chodzi.
A jak przestaniesz zwracać uwagę to to dziecko też przestanie kląc bo nie będzie to już powodować zainteresowanie jego osobą.

Moim skromnym zdaniem ciągłe upominanie fleur daje skutki wprost odwrotne do zamierzonych.

Choć zgadzam się z Anasatą (wiem świat się kończy Grey_Light_Colorz_PDT_09 ) że fleur sobie przeczy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aene d'Amarant
PostWysłany: Pią 17:22, 01 Sie 2008 
+NecromanTesss+
+NecromanTesss+

Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 36 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie


Samobójstwo... Temat-rzeka, rzeka mi dość znajoma, więc troszkę naskrobię. Postaram się, jako osoba bezpośrednio zainteresowana tematem, w miarę zobiektywizować własny punkt widzenia, lecz właśnie ze względu na owo zainteresowanie nie mogę tego obiektywizmu zagwarantować, zresztą... Chyba nie o to tu chodzi Wink

Zanim przejdę do właściwego ciężaru wypowiedzi, polecę dwie książki (niektórym użyszkodnikom już znane, przynajmniej jedna Wink ):

Pierwsza: "Wilk Stepowy'" Hessego. Autor odmalował tam portret człowieka, który nazywa "typem samobójcy". W uproszczeniu, można rzec, że mamy do czynienia z osobą "przypisaną do śmierci", nawet jeśli śmierci tej ostatecznie sobie nie zadaje. Pewne cechy "typu samobójcy" u Hessego rzeczywiście występują u osób, które można by określić mianem "Dzieci Saturna": nadwrażliwych i podatnych na depresję. Choć to literatura piękna, świetnie oddaje zawiłości ludzkiej psychiki.

Druga pozycja to "Melancholia" jednego z wybitnych, jeśli nie najwybitniejszego polskiego psychiatry, prof. dra Kępińskiego. Prawdopodobnie nie zawiodą i inne jego książki. Warto, choć to specjalistyczna książka medyczna, zajrzeć, i to kilkakrotnie.

Teraz o samym samobójstwie. Tak, miewam myśli samobójcze, zaznaczyłam odpowiedź tak. Dwukrotnie próbowałam odejść i za każdym razem chciałam odejść naprawdę. Tematu samobójstwa - cudzego czy własnego - nie traktuję ani jako powodu do wstydu, ani przyczynku do puszenia się w stylu "ej, bo ja to zadarłam ze śmiercią, wiecie...". Po prostu jestem uczciwa wobec siebie i innych, i nagle nie zrobię z siebie heroiny z kamienną twarzą, która wszystko znosi, skoro jeszcze niedawno zbierałam się na tamten świat. Jeśli ktoś twierdzi, że nie mogę być np. kompetentna w niesieniu pomocy albo sądach na pewien temat, bo mam taki epizod w życiorysie, nie będę gorąco zaprzeczać, że "skąd, jestem tak zaradna, że i Tobie pomaluję świat na różowo", bo zdaję sobie sprawę, że niedoszła samobójczyni to kontrowersyjny autorytet czy oparcie dla innych. Póki co, cieszę się, że, tkwiąc w największym dołku, jestem w stanie podawać ratowniczy patyk komuś, kto obok tonie w ruchomych piaskach.

Z osobą, która próbowała [wyłączam przypadek poddania się terapii] jest jak z narkomanem czy alkoholikiem; pozornie wyleczony, ryzykuje na każdej imprezie i tematu alkoholu czy dragów nie odbiera tak, jak osoby, które w uzależnienie nigdy nie popadły. Zawsze zostaje jakiś ślad, a najczęstszym objawem jest to, że taki eks-samobójca [hehe, niezłe określenie] zaczyna postrzegać swoje próby jako NORMALNE wyjście z sytuacji, jako jedną z wielu dróg poradzenia sobie z problemem, gdy tymczasem - jest to spojrzenie wykrzywione. Nie wiem, jaki charakter przyjmują myśli o śmierci po pewnym czasie od prób, wiec odwołam się do swoich doświadczeń. [Choć będę używała formy mnogiej, bo wydaje mi się, że to powszechny schemat]

Początkowy etap nazwałabym "werterycznym" lub "filmowym". Na tym etapie snujemy romantyczne, przejmujące, wyreżyserowane co do szczegółu wizje własnej śmierci, pogrzeby, relacji bliskich osób, czasem też dalszego otoczenia. Inspirują nas poeci, artyści. Wzruszamy się i niejako "dokarmiamy", podkręcamy, by nie rzec brzydko - jaramy - takimi wizjami. Więcej w tym patetycznych mrzonek niż chęci pożegnania się z życiem. Ten etap odpowiada już fachowemu terminowi "samobójstwa wyobrażonego". W psychologii funkcjonuje podział (niestety, nie podam, kto twórcą owego jest czy był, bo nie wiem) na trzy fazy czy też trzy typy samobójstwa, przy czym wszystkie trzy już wymagają korekcji psychologicznej:

- samobójstwo wyobrażone
- samobójstwo planowane [chyba]
- samobójstwo dokonane

Drugą fazą - i w taką moje myśli wkroczyły dość szybko - jest już obmyślanie strategii działania i faktyczne przygotowania do odejścia. Ze mną było tak, że "wyłączyłam życie celowe", tzn. poddałam się biernej wegetacji. Miałam 16 lat, byłam w liceum. Jedyną rozrywką był dla mnie narkotyzujący świat Simów w komputerze. Chodziłam do szkoły na żywioł, nie odrabiałam ŻADNYCH prac domowych, ignorowałam obowiązki, wygląd, rodzinę, odwalałam wszystko na pół gwizdka, a do tej pory nie było do pomyślenia, bym przynajmniej pewnymi przedmiotami czy zagadnieniami się nie przejęła, jako, że byłam w klasowej czołówce. Prawie przestałam się do kogokolwiek odzywać. Zaplanowałam sobie dokładny moment wyjścia w nocy do toalety, by tam połknąć środek antypadaczkowy. Zdenerwowana, przemyłam twarz wodą, co matka wzięła za łzy i koniec końców, wyczytała z mojej mokrej twarzy - zanim cokolwiek wyrzekłam - że chciałam się zabić. Moim, największym strachem było to, że środek miał opóźnione działanie, że "weźmie" mnie w złym momencie, że coś mi się stanie, a nie łupnie mnie skutecznie - natomiast wyzułam się ze strachu przed tym, co po śmierci, choć wcześniej to mnie paraliżowało. Jakoś zawsze myślałam głownie o tabletkach, przy czym pierwsze wizje miałam już jako 9/10-latka. Połknęłam cały listek piguł, w planach miałam drugi. to co utkwiło mi zwłaszcza w pamięci, to ta lodowata obojętność na toczące się życie, to zimne, wykalkulowane przygotowanie się na ten jeden moment.

Psycholog kliniczny stwierdził "lekką depresję", natomiast psychiatra... nadwrażliwość. Powiedział mi, że na to nie ma lekarstwa i muszę tak żyć, oraz.. zapytał, czy zajmuję się sztuką... Tiaaa... Nawiasem mówiąc, nigdy nie otrzymałam diagnozy do końca, bo... po pierwszym spotkaniu mówiłam "Dziękuję". W karcie figurują "zaburzenia osobowości", zaś objawy i czas ich utrzymywania się wskazują na przewlekły stan depresyjny. Szczerze rzekłszy - cokolwiek mam czy czego nie mam - staram się trzymać siłami własnymi, bo każda terapia to jakaś forma poddania się i zrzeczenia samokontroli.

Niby wszystko wróciło do normy, życie toczyło się dalej, a jednak tylko pozornie "przekonano" mnie" czułymi słówkami, wizytami u specjalistów. nic się nie zmieniło i nic nie pomogło. Dwa lata później spróbowałam znów, tym razem bardziej "na gorąco". nie było żadnego "katalizatora", ot, wracałam ze szkoły do domu i w autobusie zaczęły mi się szklić oczy,. Czułam wręcz namacalną ciasnotę w płucach, czułam dziką, zapiekłą nienawiść do ludzi obok, ale nade wszystko, że: "nie, dłużej się nie da". Z tęsknotą wyczekiwałam, kiedy wysiądę, wejdę do pustego (bo wracałam tego dnia pierwsza do domu, przed bliźniakiem i rodzicami) i tam wreszcie skończę z sobą. Tak, jak ktoś śpieszy się do uścisków z bliskimi (względnie do kibelka^^), tak ja - do śmierci. W autobusie już wyplanowałam, co i jak. Zdjęłam buty, umyłam ręce - i do roboty. Zmieszałam wódkę z [tu nazwa środka, nie podam, bo to nie poradnik dla samobójców], środkami nasercowymi, antybiotykami, innymi lekarstwami. Kapsułki rozwaliłam i wysypałam, żeby zawartość szybciej się złączyła z resztą "koktajlu".

Cóż.. Żyję. w pewnym momencie bowiem zaczęłam gadać do siebie w dwóch rolach: tej, co chce, i tej, co nie chce wiać. Do tej pory czuję, jakby za którąś mnie mówił ktoś inny. Wygrała "ja odchodząca". Co mnie powstrzymało?

Po pierwsze - gorycz. Mikstura była tak paskudna, że gdybym wypiła ją całą, wyrzygałabym. Dwa - nagle sparaliżował mnie strach przed kalectwem, chorobą. zwłaszcza prześladowała mnie wizja utraty wzroku (ot, moja fobia). Wylałam zawartość kieliszka, z pewnym zaskoczeniem stwierdziłam przy tym, że im dalej w las, tym bardziej "chłodziłam się", aż w końcu całkiem przytomna sprzątnęłam "zestaw alchemika" i zatarłam ślady.

Żadnego romantyzmu nie było. Czasem wraca, ale rzadko. Jeśli już myślę - to jak maszyna licząca - straty (wliczony ból, stopień trudności) i zyski, w tym wypadku jeden - szybką i skuteczną śmierć. wiem, że nie potrafiłabym odejść bez pożegnania, ale nie zależy mi na "zemście" na osobach, które mnie zawiodły; pisałabym tylko do tych, z którymi po prostu chcę się pożegnać którym należą się jakieś słowa.. Nie wytłumaczenia, bo moje życie - jakby nie było - jest moim. Zwykłego, serdecznego pożegnania, jakkolwiek kontrowersyjnie to nie brzmi.

Powstrzymują mnie... Ano, sporo. Wierzę i w Boga, i w życie po życiu. Mam przyjaciół. Chciałabym jeszcze czegoś dokonać, coś zostawić. Nie chcę nie spróbować innych możliwości. I choć SAMOBÓJSTWO JEST WYJŚCIEM, będę je odradzać każdemu - ponieważ wgląd w duszę innego nie jest możliwy do końca, nie jestem w stanie ocenić, ile ta osoba ma jeszcze "rezerw", by jednak żyć, a może całkiem sporo. To jedno. Drugie - mogę skakać w otchłań, ale nie będę nikogo popychać. Bo skacze sie zawsze w otchłań. A czy spadnie się na miękką podusię, czy na wytknięte ostrza - tego nie wiemy, widać tylko czarną dziurę. Trzecie - nie mogę agitować za samobójstwem jako pedagog, i kropka. Czwarte - KAŻDEGO potencjalnego samobójcę należy traktować jak osobę chorą, a to oznacza - z całym szacunkiem - nie do końca poczytalną i odpowiedzialną. Takie traktowanie urąga być może podmiotowości człowieka, ale w tym wypadku pozwala zapobiec tragedii: śmierci tych, którzy w gruncie rzeczy jej nie pragną.
Wreszcie - trzymam się zasady: choćby twój frend nie wierzył już w nic, ty jesteś od tego, żeby wierzyć za niego potrójnie. I mogę zrozumieć czyjąś decyzję, ale nie oznacza to, że dopomogę w śmierci!

I ostatnia rzecz: Samobójstwo nie jest tchórzostwem. Wręcz przeciwnie - definitywne rozstanie się z życiem wymaga prawdziwego zrywu, krańcowego wytężenia woli i wyprania uczuć, ogromnej odwagi. Zwłaszcza, jeśli jest się osobą wierzącą - etap "wyłączenia" rozterek eschatologicznych może być jednym z trudniejszych. Potem trzeba pokonać ból, strach i instynkt samozachowawczy. Tylko ułamek społeczeństwa nie odczuwa strachu czy lubi ból; szara większość trzyma się życia, boi bólu, czuje lęk przed śmiercią. Tak więc przesadzona wydaje mi się gadanina o tym, jakoby było mnóstwo samobójstw na pokaz, jako wyrazu chęci zwrócenia uwagi, tym bardziej, że statystyki kryminalistyczne i medyczne co do tego zjawiska pną się w górę, wzrasta też liczba zachorowań na depresję. A co do tej ostatniej... Tak, sytuacja kiedy widzi się TYLKO to wyjście jest bardzo charakterystyczna i niestety, trzeba to po prostu przyjąć do wiadomości, nie da się tego ani sensownie wytłumaczyć ani pokazać komuś, kto tego nie przeżył. Do tej pory pamiętam chwile, kiedy z żalu i rozpaczy latały mi mroczki przed oczami, szłam na ślepo przez miasto, bardzo szybko, jak w transie, nie widząc nic, z uczuciem ściskania za gardło, braku przestrzeni, chcąc krzyczeć, ale nie mogą z siebie głosu wydobyć ,z wrażeniem że mam o ileś kilo za dużo na sobie, że zaraz upadnę, bo już nie mogę dźwigać siebie, z jedna myślą: "Wyłączcie mi świadomość!". wiedząc, co to znaczy, nietrudno mi zrozumieć osoby spragnione śmierci, jak wody. [Jednym z objawów depresji jest brak poczucia przyszłości, zdarza się, że osoba w ogóle przestaje używać czasu przyszłego, jak mówi - i widzi wówczas jedną metodę] Samobójstwo, jak napisał Piorun, może być też Ostatecznym Wyjściem Honorowym. A dla wyjątkowo dumnych, silnych ludzi na pewno lepszym od powolnego dogorywania na łasce innych w obłożnej chorobie. Sprzeciwiam się jednak szerzeniu "kultury śmierci". A fakt, ze w necie można natrafić na "recepty na śmierć" smuci i przeraża.

Tyle w temacie. Długo i dla niektórych może zbyt intymnie - ale w pewnych kwestiach autopsja wydaje mi się niezbędna, by padło w nich coś sensownego Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vere
PostWysłany: Pią 17:50, 01 Sie 2008 
Łowca czarownic
Łowca czarownic

Dołączył: 28 Sie 2005
Posty: 1024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Sfera Materii Negatywnej


Przeczytałem całe i zgodzę się w 90% z jednym ale.
Ano jak dla mnie odbieranie sobie życia to nie odwaga a desperacja.
Odwagę cechuje oddanie życia świadomie za kogoś innego a nie pozbawienie się go bez sensu bo życie mnie boli.
to takie trochę asekuranckie.
A tak mi się przynajmniej wydaje.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez vere dnia Pią 17:51, 01 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ulth
PostWysłany: Pią 18:15, 01 Sie 2008 
Mrok
Mrok

Dołączył: 18 Cze 2008
Posty: 406
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Myszków


Ano właśnie...dlaczego kobiety wybierają chemię a nie błyskawiczne sposoby pozbycia się życia ?
Przecież z góry, w większości przypadków skazane są na "niepowodzenie"....To nie jest najlepszy sposób na samobójstwo...
Skok z dużej wysokości, rzucenie się pod pociąg - tutaj raczej nie ma historii, że kogoś uratowano...więc jak wspomniano powyżej tak naprawdę "chemicy" rzadko kiedy chcą strzelić sobie samobója...
Albo nawet takie wstrzyknięcie sobie powietrza...jak już ktoś nie chce się ruszać z domu...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ulth dnia Pią 18:19, 01 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 3 z 7
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Forum Gotyk-Forum.pl - Gotyckie forum otwartego myśliciela. Strona Główna  ~  Psychologia i socjologia

To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach