Forum Gotyk-Forum.pl - Gotyckie forum otwartego myśliciela. Strona Główna
Autor Wiadomość
<    Wampir Maskarada   ~   [Sesja] Wieża z zapałek
Koval
PostWysłany: Pią 0:07, 21 Gru 2007 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


Londyn, ostatnie lata dwudziestego stulecia.

Rzeźbiony kominek napełniał izbę ciepłem. Zdobione sztukwerkiem dębowe skrzynie i jaworowe almarie pochodziły najpewniej z Sewilli, wykwintne szkło z Pragi, a kobierce i tapiserie z Arras. Kompania dbała o swój wizerunek. Było ją też na to stać.
- Jest mi przykro, szanowny panie – powtórzył urzędnik. Jest mi niewymownie przykro, ale nie potrafimy panu pomóc. Kompania Fuggerów nie posiada informacji, o które pan pyta.
- Posiada – zaprzeczył mężczyzna, patrząc na jaśniejszy czworokąt na ścianie, ślad po zdjętej mapie. Dobrze wiem, że posiada. Tyle tylko, że ich nie udzieli. Bo z przestrzegania tajemnicy handlowej uczyniła sobie principium.
- A czyż to – teraz urzędnik się uśmiechnął – nie na jedno wychodzi?
- Tajemnicą handlową nie wolno zasłaniać się tam, gdzie idzie o przestępstwo. O rację stanu i dobro Rodziny. Nathan Algren, widziany, jak w lutym wchodził do jednej z największych siedzib kompanii, to przestępca.
- Nathan Algren? Kto to? Nie słyszałem jakoś.
- Nathan Algren – gość z pozoru mógłby służyć za wzorzec spokoju i cierpliwości – to obłożony klątwą heretyk. Obdzwoniono to we wszystkich domenach. Nie słyszeć o tym to grzech.
- Kompania Fuggerów ma wykupiony w Wenecji ryczałtowy odpust.

**

- Kompania umie sobie radzić z bilansem. Zatrudnia w tym celu księgowych.
- A prestiż firmy? Cóż to, Fuggerowie pozwolą się bezkarnie rabować? Nie zrewanżują się złodziejowi?
Urzędnik kompanii Fuggerów złożył dłonie, splótł palce i długo wpatrywał się w twarz rozmówcy.
- Zrewanżują się – powiedział wreszcie – Z czasem. Tego możecie być pewni.

**


- Niegdyś inaczej przebiegały nasze rozmowy. Znajdowaliśmy wspólny język. I obustronnie korzystne interesy. Wiele było wspólnych interesów. Z pewnością pamiętacie. Czy może mam przypomnieć?
- Z pewnością pamiętamy – uciął urzędnik. My wszystko pamiętamy. Wszystko jest w księgach. Każdy rachunek, każdy debet, każdy kredyt. To podstawa ładu. A teraz… - rzut oka na zegarek – kolejni interesanci czekają…
- Wyczuliście koniunkturę – mężczyzna nadal nieruchomo tkwił w fotelu. Dziś macie nas za słabych, pokonanych, pozbawionych wpływów, nieperspektywicznych, więc wykreślacie nas ze swych ksiąg, usuwacie z bilansów. Nie doceniacie sił, które za nami stoją. Mocy, którymi dysponujemy. A są to, zapewniam was, moce wielkie. Największe, jakie zna natura. I takie, których natura nie zna.

Wyciągnął dłonie, rozpostarł palce. U każdego z paznokci pojawił się nagle cienki i siny języczek płomienia, rosnący błyskawicznie i zmieniający barwę na białą, a potem niebieską. Na lekki ruch palców płomień wybuchnął z potężną siłą, otoczył ręce mężczyzny skłębioną masą ognia. Mężczyzna przelał ogień z dłoni do dłoni, wykonał gest. Ogień oblizał skraj zdobionego sztukwerkiem stołu, migocącą kurtyną wzniósł się, tańcząc, niemal sięgając rzeźbionych belek przy suficie.
Urzędnik nie drgnął nawet. Nawet nie zmrużył oczu.
Mężczyzna cofnął dłonie, strzepnął palcami. Ogień znikł. Bez śladu. Bez swądu nawet. Nie zostawiając nigdzie nawet znaku spalenizny.

Urzędnik kompanii Fuggerów, powoli sięgnął do sekretarzyka, wyjął coś stamtąd i gdy cofnął rękę, na blacie stołu pozostał banknot studolarowy.
- To jest banknot amerykański – powiedział wolno urzędnik. Papier, na którym jest drukowany składa się z około 75% bawełny i 25% lnu. Szczegółowy skład papieru jest tajny. Aby był jeszcze trudniejszy do podrobienia w mieszankę papieru wtapia się niebieskie i czerwone nitki. Niech pan przymknie powieki i wyobrazi sobie takich banknotów więcej. Nie sto, nie tysiąc i nie sto tysięcy. Tysiąc tysięcy. One milion, jak mówią nasi klienci zza Oceanu. Roczny obrót tej placówki. Niech pan sobie to wyobrazi, postara się zobaczyć to mocą imaginacji, oczyma duszy. A wtedy ujrzy pan i pozna prawdziwą moc. Prawdziwą Siłę. Najpotężniejszą, jaka istnieje, wszechmocną i niezwyciężoną. Uszanowanie, szlachetny panie. Zna pan drogę do wyjścia, nieprawdaż?



Jesienna noc jest dość pogodna; pojedyncze chmury płyną przez niebo, przysłaniając niektóre gwiazdy czy księżyc. Chłodny, lecz nie zimny wiatr odświeża powietrze. Miasto jeszcze nie śpi, choć na ulicach widać już tylko pojedyncze postaci. Ponad dachami spokojnych kamienic, z okien których błyska czasem niebieskawe światło telewizorów, wystaje katedra, oświetlona sodowymi lampami. Wygląda jak góra postawiona na środku równiny, jak model w innej skali przez przypadek zostawiony na zbyt małej makiecie. To niesamowite wrażenie, że w okolicy kościoła zmienia się przestrzeń, a ściany z szarego kamienia rozrastają się do gigantycznych rozmiarów. Okoliczne kamieniczki wyglądają jak domki dla lalek, ich śmiesznie sterczące dachy nie sięgają nawet połowy wysokości dolnej (szerokiej i niskiej) bryły, na której stoi przecież następna – wąska i strzelista, przyczepiona do poprzedniej ciągiem przypór, z rzędami ogromnych, smukłych witraży. Iglica wieńcząca centralną wieżę tonie w czerni nieba tak, jakby sięgała gwiazd. Od budowli bije moc, a raczej Moc. Przypomina minione wieki, kiedy w sercach architektów – wirtuozów płonęła prawdziwa wiara, kiedy człowiek mimo strachu podnosił wzrok do Boga, kiedy dzieła ludzkich rąk głosiły chwałę Stwórcy. Jest świadectwem geniuszu i wykonania tytanicznej pracy, swoją doskonałością niemal nie pasuje do ziemskich wytworów i zdaje się pochodzić z innego, lepszego świata. Na szczytach widać małe figurki (małe w porównaniu z całością, w rzeczywistości pewnie dwumetrowe) jakichś istot; z tak dużej odległości nie da się rozpoznać, czy to anioły, święci czy szpetne gargulce. Jedno jest pewne – świątyni dobrze strzegą kamienni strażnicy, mający na wszystko oko. Przy bocznej ścianie stoją wysokie rusztowania do prac konserwatorskich; z daleka wyglądają jak krucha konstrukcja z zapałek. W tej skali wydaje się, że wystarczyłby najlżejszy podmuch wiatru, by rozsypały się na kawałeczki –trudno wyobrazić sobie, że mogą stanowić solidne zabezpieczenie dla kilkunastu pracujących ludzi.


Czerwonowłosa postać po niewielkim wysiłku wdrapała się na jeden z pagórków otaczających miasto. Bag’s End. Na horyzoncie leżał Londyn. Nawet pomimo znacznej odległości od centrum, a co za tym idzie niewyraźnych zarysów większości budynków, panorama zapierała dech w piersiach. Liczne jeszcze o tej porze światła oplatające większość budynków wytwarzały unikalną, niesamowitą atmosferę, której próżno doszukiwać się za dnia. Nocą to było zupełnie inne miasto. Spośród najbardziej charakterystycznych punktów wyróżnia się potężny Big Ben. Ponadto nietypowa architektura londyńskiej Tower także zwraca na siebie uwagę: przez miejscowych zwana Her Majesty's Palace and Fortress, The Tower of London. W swoim czasie forteca, więzienie, pałac, a nawet zoo. Oprócz tego były i inne budowle warte zobaczenia, lecz wszystkie one znajdowały się w znacznym oddaleniu od miejsca, z którego spoglądała zakapturzona postać. Zaraz u podnóża wzgórka biegła droga, jedna z bocznych dochodzących do miasta, aktualnie nieoświetlona świeciła pustkami. Kilkaset metrów dalej, po przeciwnej stronie zamkniętego na cztery spusty punktu naprawy ciężarówek umiejscowiono zajazd w stylu country, nad którym górował wielki zielono-fioletowy neon z napisem „U Larry’ ego”. Jego pulsowanie po pewnym czasie zaczynało drażnić, jednak ze względu na fakt, że w promieniu kilku kilometrów nie było nic równie „żywego” lokal mógł stanowić swoisty drogowskaz.

Wewnątrz zapalono wszystkie światła i przygrywała muzyka, jednak nie dało się dostrzec żadnego ruchu w pobliżu budynku, jak i w środku. Przed tym czteropiętrowym dziwolągiem (wiszące tuż nad wejściem dwie bawole czaszki mogły niepokoić w równym stopniu, co ławka obłożona skórami bardzo przypominającymi ludzkie) stały trzy samochody, co świadczyło, że jednak w tym niby-hotelu ktoś wynajmuje pokoje. Z tyłu budynku znajdowała się niewielka przybudówka pełniąca najprawdopodobniej rolę magazynu, śmietnika i warsztatu, a sądząc po zapachu to możliwe, że i kostnicy.

W najbliższym sąsiedztwie można było dostrzec jeszcze kilka zabudowań, na noc opuszczonych, stanowiących najpewniej jakieś przydrożne bary czy sklepiki, gdzie podróżni mogli się zaopatrzyć przed wjazdem do miasta. Dalej był długi odcinek mało uczęszczanej jezdni, który wiódł już wprost do metropolii. Pola wokół niego od dawna leżały odłogiem, lecz kiedy tylko się je minęło wszystko płynnie przechodziło w normalną miejską zabudowę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Koval dnia Nie 16:41, 22 Cze 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kara Boska
PostWysłany: Pią 23:08, 21 Gru 2007 
Malk Content
Malk Content

Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 356 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów


Stałam jeszcze przez chwilę, gładząc na wpół świadomie korę samotnego drzewa na szczycie pagórka. Łuna kreślona przez światła miasta mieszała się z innym źródłem światła, co wzbudzało we mnie rosnący niepokój. Zbliżał się wschód słońca i to zmotywowało mnie do skierowania kroków w stronę tego podłego zajazdu.

Schodziłam powoli, nie było daleko, ale moją głowę zaprzątały myśli o wydarzeniach ostatniej godziny i strasznie zniesmaczał mnie bijący od oberży zapach. Na samą myśl o nim robiło mi się słabo. Jednak przede wszystkim męczyły mnie niepokój i żal…
- Pospiesz się… - usłyszałam głos Luigiego. – Czas ucieka…
Uświadomiłam sobie, że znów się zatrzymałam. Przyspieszyłam kroku, ma rację. Mam coraz mniej czasu.
- Co za koszmarne miejsce… - westchnęłam rozglądając się po okolicy. Od budynku dzieliło mnie już około czterdziestu metrów. Zapach był ciężki do zniesienia, jednak sama nie wiedziałam, czy gorsze nie są te neony. Oślepiały, sprawiając, że piekły mnie oczy, do których zaczęły napływać łzy. Nawet gdy zamknęłam oczy przez długi czas utrzymywał się powidok. – Trzeba będzie się rozejrzeć.

Zebrałam myśli, by ustalić plan na najbliższe godziny. Na pewno nie pozwolę sobie tu zasnąć. To zbyt niebezpieczne. Trzeba tez będzie wezwać taksówkę do miasta, ale na to mam czas. Póki co trzeba znaleźć kryjówkę. Potem zajmę się bagażami…
- Na piętrze są trzy pokoje, Tobie wystarczy pewnie jeden, gdzie mają grube kotary. Nie jest to, co prawda, szczyt wygody, ale z doświadczenia wiem, że waszemu gatunkowi w zupełności wystarcza. Ze strony Słońca, więc nic Ci nie grozi…

- To będzie długi dzień… - poprawiłam torbę i ruszyłam w stronę drzwi.


Post został pochwalony 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Pią 23:36, 21 Gru 2007 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


O ile z wysokości wzgórza oddalonego o kilkaset metrów od budynku światło neonu co najwyżej przykuwało wzrok, o tyle w miarę zbliżania się do tego niby-motelu światło robiło się naprawdę mocno irytujące. W powietrzu panował nieprzenikniony chłód i wilgoć – najwyraźniej gdzieś w pobliżu znajdował się spory zbiornik wodny. Nie to jednak było najważniejsze. Kiedy Vivian podeszła bliżej okazało się, że to, co początkowo brała za pojedynczy budynek, w rzeczywistości okazało się kilkoma mniejszymi połączonymi ze sobą różnymi przybudówkami, z czego jedna się wyróżniała. Ta, z której dochodził odurzający smród. Zbliżając się do drogi, Kainitka rozejrzała się bojaźliwie w lewo i prawo. Ani żywego ducha. Droga świeciła pustkami.

W chwili przekraczania jezdni, zza ściany jednego z mniejszych pomieszczeń dało się słyszeć chrząknięcie. Potem ktoś zaczął wesoło pogwizdywać w muzyki(http://www.sendspace.pl/file/sxoLLGBT/). Wampirzyca nadal znajdowała się w sporej odległości od źródła świateł, niewidoczna w ciemnościach. Zza budynku po chwili wyszedł mężczyzna w czerwonej, kraciastej koszuli i niebieskich, wytartych jeansach. Zapiął rozporek. Podrapał się po bujnych czarnych i przetłuszczonych włosach, poprawił pas na potężnym brzuchu i niespiesznie skierował się do wnętrza, nie zapominając jeszcze splunąć w bok.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Koval dnia Pią 23:39, 21 Gru 2007, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Sob 11:37, 22 Gru 2007 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


Ze środka dobywał się hałas muzyki, która skutecznie zagłuszała wszelkie inne dźwięki. Pomimo tego, Vivian była w stanie ocenić, że wewnątrz znajduje się jeszcze kilka osób; tak samo zresztą jak i w niektórych pokojach – motel nie był więc tak opuszczony, jak się z daleka mogło wydawać.

Na wprost, te kilkadziesiąt metrów, które dzieliło Kainitkę od wejścia, ustawiono ławkę obitą skórami, nad wejściem wisiały dwie – na pierwszy rzut oka – bawole czaszki (choć trzeba by specjalisty, by to ocenić), a cała konstrukcja była przyozdobiona w stylu dawno już minionego „dzikiego zachodu”. Wyglądało to dosyć ekscentrycznie – taka dekoracja, czyli stricte amerykańska, tuż pod nosem jednej z największych europejskich stolic.

Na prawo od głównego wejścia był chodnik prowadzący wprost do nieco zaniedbanego, ale sądząc po różnego rodzaju zapachach oraz wielu skrzyniach leżących jedna na drugiej, rozległego i raczej przestronnego magazynu. Po lewej stronie był parking dla gości, na którym aktualnie stało pięć samochodów: dwa sportowe, typowe dla młodych dorobkiewiczów, jeden dostawczy oraz dwa mocno zużyte przeciętnej klasy samochody osobowe. Nieco dalej, za miejscem do postoju, chodnik zakręcał za motel i zmierzał w stronę pozostałych budynków gospodarczych, które aktualnie były zamknięte na kłódki.

Sam zajazd „U Larry’ ego” był obszerną, trzypiętrową budowlą. Niezbyt wysoki, jakby wręcz spłaszczony. Na samym dole znajdowały się pomieszczenia, w których goście mogli spędzać wolny czas, na pierwszym piętrze znajdowały się biura i pokoje pracowników oraz właściciela, na drugim umiejscowiono dużą, wspólną salę, która miała służyć tym spośród przyjezdnych, którzy oszczędzali, na czym tylko się da. Wszak jedna noc we wspólnej noclegowni to jeszcze nie takie straszne – zapewne powtarzał gospodarz. Na ostatnim piętrze trwał jeszcze remont, o czym najlepiej świadczyły liczne pojemniki z klejami, kawałkami budowlanymi i różnego rodzaju częściami niezbędnymi do restauracji pomieszczeń. Znajdowało się tam kilka pokoi dla gości, które w porównaniu do wszystkich pozostałych, mogły uchodzić za apartamenty. Były solidnie wykończone, zadbane i jako jedyne posiadały duże okna balkonowe wraz z niewielkimi balkonikami wychodzącymi na odległe miasto.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kara Boska
PostWysłany: Sob 19:39, 22 Gru 2007 
Malk Content
Malk Content

Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 356 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów


Zatrzymałam się, śledząc z niesmakiem odchodzącego mężczyznę. Dlaczego ja... dlaczego tutaj... wśród takich... Arghhh... Szedł dość nierównym krokiem, lecz ostatecznie dotarł do wejścia i zniknął za drzwiami. Rozejrzałam się ponownie, natychmiast odechciało mi się patrzeć dalej. Jednak ten zapach był najgorszy... A będzie gorzej. Przeklęłam swoje zmysły i podążyłam śladami plugawego indywiduum.

Zawahałam się nim dotknęłam klamki... ostatecznie zrobiłam to przez chusteczkę. Otworzyłam drzwi i poczułam powiew powietrza, niosącego ze sobą kolekcję... zapachów. Nie dało się tego inaczej określić. Dość przyjemne aromaty potraw... choć niektórych, świeżego drewna, zwietrzałych środków czyszczących mieszały się z ohydnym smrodem typowym dla takich miejsc. Na domiar złego raził jeszcze wyraźny ślad rozpuszczalnika i farby. I oczywiście, która paleta zapachów dominowała? Przez chwilę szczerze pragnęłam zemdleć, zmusiłam się jednak, by postąpić krok, potem drugi i kolejne... Znalazłam się w środku.


Post został pochwalony 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Sob 20:26, 22 Gru 2007 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


W środku panował przyjemny półmrok. Wiszący żyrandol dawał minimalną ilość światła, a większość kinkietów w sali była wyłączona. Mimo tego, wystarczyło to, aby Vivian widziała wszystko wyraźnie. Wewnątrz unosił się zapach drewna, skutecznie dominując nad pozostałymi. Było tu całkiem przytulnie, może pomijając muzykę…. i towarzystwo. Być może to wina wczesnej pory, a może zawsze był tu taki ruch, ale faktem jest, że trudno było mówić o tłoku.

Duża sala prezentowała się wcale okazale: ogromny stół na samym środku najprawdopodobniej służył karcianym rozrywkom – turnieje odbywały się co piątek, jak dało się przeczytać z jednej z ulotek wiszących obok maszyny grającej. Obecnie nikogo przy nim nie było. Na wprost znajdowała się długa lada i barek, za którym stał gruby jegomość ze ścierką w ręce, wcześniej widziany na zewnątrz. Stał odwrócony tyłem, wpatrując się w butelki na półkach, jakby czegoś w nich szukał. Po lewej stronie, niedaleko drzwi prowadzących do schodów, którymi z kolei można było się dostać na wyższe piętra, siedział zamroczony osobnik oparty plecami o ścianę. Kapelusz z rondem opadał mu na twarz – widać było tylko bujny czarny wąs. Jego ubranie doskonale wpasowywało się w klimat zajazdu – kowbojki, jeansy i gruba, flanelowa koszula.

Po przeciwnej stronie, również przy drzwiach, ale tym razem prowadzących do toalet siedziało dwóch mężczyzn w garniturach, sącząc piwo i posyłając co i rusz ironiczne uśmieszki młodzieńcowi ulokowanemu w rogu pomieszczenia. Ten z kolei wyglądał na zdenerwowanego. To raczej nie skutek kpiących z niego osobników, lecz bardziej jakaś myśl, która zaprzątała mu nieustannie głowę. Przed sobą położył różaniec, pistolet bez magazynku oraz jakąś małą plastikową tubkę. W lewej ręce trzymał małą książkę wypełnioną rysunkami, a w prawej szklankę wody.

Oprócz tego, po drugiej stronie lady, w także w rogu, siedziała dwójka nastolatków. Widać po nich było, że nie są tutejsi – tutejsi pewnością pochodzą z miasta. Chłopak próbował coś opowiadać dziewczynie, ale ta – zmęczona niemiłosiernie – niemal drzemała i chyba nie do końca rozumiała, co ten do niej mówi.

W tej samej chwili ktoś pospiesznie zszedł po schodach. Dwie kobiety. Jedna, starsza, z białą pościelą rękach mignęła tylko w drzwiach, przechodząc do pokojów, które stąd nie były już widoczne. Druga, dwudziestokilkuletnia, po zejściu ze schodów, zamiast w prawo, skręciła w lewo, wchodząc do głównej sali. Przemknęła przez przestrzeń dzielącą ją od barku i podeszła do barmana. Chłopak, na moment przestał mówić, obrzucił ją bacznym spojrzeniem, po czym pociągnął łyk z kufla i odchylił się na krześle. Dwóch starszych panów w garniturach również na chwilę przestało drwić i ukradkiem rzucać w młodzieńca papierowymi kulkami, a zaczęło w milczeniu taksować przechodzącą spojrzeniem. Ta kolei zaczęła swobodną rozmowę z barmanem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kara Boska
PostWysłany: Sob 22:21, 22 Gru 2007 
Malk Content
Malk Content

Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 356 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów


Rozglądałam się analitycznie po sali. Nie ma tu zbyt wiele ludzi, pomyślałam, przynajmniej tyle dobrze. Łatwiej będzie skoncentrować zmysły. Gorzej będzie w Londynie...a może nie... Jednak skoncentrowałam się na tym co tu i teraz... Przebiegłam myślami po priorytetach: pokój, okna... to najważniejsze. Resztą zajmę się później. Ostentacyjnie spojrzałam na komórkę. Miała już zasięg, lecz co najważniejsze dochodziła za dwadzieścia szósta.
- Pospiesz się! - zahuczało w głowie. Głos Luigiego. - Nie ma czasu.

Spojrzałam raz jeszcze... Bardzo wątpliwe, by można było wynająć pokój tu, w barze, trzeba będzie pewnie iść na górę. Jednak czas mnie gonił, a ja nie miałam zamiaru gonić po całym piętrze. Barman, niestety, był jedyną z obecnych tu osób z obsługi, zdolnej powiedzieć coś na interesujący mnie temat. Chociaż nie... może ta dziewczyna...
- U kogo mogę tu wynająć pokój? - zapytałam cicho, przerywając pogawędkę przy barze, na tyle jednak miłym głosem, by nie wzbudzić gwałtownej reakcji u żadnego z rozmówców, a zarazem na tyle stanowczym, by usłyszeć odpowiedź.


Post został pochwalony 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Sob 23:28, 22 Gru 2007 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


Dziewczyna zmierzyła Vivian wzrokiem od stóp do głów, po czym prychnęła i cofnęła się o dwa kroki. Naprzeciw Kainitki stał teraz pękaty mężczyzna. Już pierwszy rzut oka wystarczył żeby na jego twarzy wyrósł szeroki uśmiech, obnażający lekko pożółkłe zęby. Wytarł ręce w szmatkę i wyciągnął dłoń przed siebie.

- Ależ oczywiście. Jestem P. H. Larry, właściciel tej przytulnej knajpki. Dla takiej panienki zawsze znajdziemy miejsce. Jeżeli nie we wspólnej sali, to mogę udostępnić... eee... mój prywatny pokój. Mam w... gabinecie.... wolne łózko. Wyjdzie tanio. - uśmiech nie znikał z jego twarzy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kara Boska
PostWysłany: Nie 20:24, 23 Gru 2007 
Malk Content
Malk Content

Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 356 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów


Jakże uroczo, jeszcze tego brakowało. Może jeszcze, drogi Apollonie, zaproponujesz mi przejażdżkę swoim gruchotem? A może w swym geście hojności postawisz mi piwo? Może przez chwilę jeszcze pozachwycamy się tą pseudokowbojską szopą? Jeszcze jedno słowo, a odpowiesz mi za to. I dlatego nienawidzę podróżować samotnie. Jednak, miejmy to już za sobą.

- Oczekiwałam, że w tak...dużym i bogato urządzonym zajeździe są pokoje do wynajęcia. - Powiedziałam z naciskiem, starając się wycisnąć z głosu tyle słodyczy, ile tylko się dało w takich warunkach. - I takie też informacje słyszałam o tym miejscu. A trzeba przyznać, nie dało się go nie zauważyć. Zwraca uwagę.
Mam za sobą bardzo długą, ciężką podróż i potrzebuję odpocząć w spokoju, a potem coś zjeść. Ufam, że w tej "przytulnej knajpce"... - Żenujące. I ja to mówię. - ...mogę na to liczyć. Poza tym, oczywiste jest, że nie może pan sobie pozwolić na goszczenie kogokolwiek w swym gabinecie, który jest przecież centrum zarządzania interesem takiej miary. Bez wątpienia ta oferta zrodziła się z pańskiej uprzejmości, jednak każdy wie, że byłoby to nieprofesjonalne. Nieprawdaż?


Post został pochwalony 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Nie 22:55, 23 Gru 2007 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


Larry sprawiał wrażenie urzeczonego. Szeroki uśmiech jeszcze się rozszerzył i od tej pory nie znikał z jego twarzy. Zupełnie nie zwracał uwagi na pozostałych gości, całą uwagę skupiając na Vivian.

- Jasne, że znajdziemy coś dla Ciebie, panienko. Z tą wspólną salą tylko tak żartowałem. Przecież nie dopuściłbym, żeby takie…. nieważne. A więc chodźmy.

Wyszedł zza baru, poprawił pas i skierował swe kroki w stronę schodów i dalej – na pierwsze piętro.
W tej samej chwili pod motel zjechał samochód. Jakaś drobna kotłowanina przed wejściem i środka wpadł rozgorączkowany mężczyzna w nieco już zużytym dresie i zaczął wołać od drzwi:

- Piwa ! Piwa dla wszystkich ! – jego głos rozniósł się po tej części budynku, a kilka obecnych w głównej sali głów, podniosło się.

Mężczyzna podbiegł do baru i kazał sobie napełnić kufel.
Dziewczyna stojąca nadal przy butelkach, spojrzała na właściciela, który tylko skinął jej głową:

- Obsłuż pana, Jenny.

Chwilę po wtargnięciu spragnionego jegomościa do lokalu, do środka weszła szczupła brunetka w kaszkietówce. Jej wytarte wojskowe spodnie i czarny t-shirt, na który narzuciła brązową kamizelkę nijak nie pasował do wystroju wnętrza i ogólnego klimatu panującego „U Larry’ ego”. Usiadła przy pierwszym z brzegu stoliku i zaczęła się przyglądać klientowi przy barze. W ręku trzymała kartę taksówkarza.

- Chodźmy, chodźmy. Chyba, że Ci się nie spieszy – właściciel przerwał Ci obserwację nowoprzybyłych. To tylko kilka schodków. Tam, w biurze, powiem Ci co i jak. Aha, i nie przyjmuję kart.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kara Boska
PostWysłany: Nie 23:53, 23 Gru 2007 
Malk Content
Malk Content

Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 356 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów


Zobaczymy, co knujesz. A spróbuj tylko... Uśmiechnęłam się w myśli, analizując potencjalne scenariusze. Jakoś podświadomie umysł zbaczał na bardzo ponure ścieżki. Znajome obrazy... Otrząsnęłam się. Sny... Za dużo się wydarzyło... Przeskoczyłam to, koncentrując myśli na dwojgu świeżo przybyłych. Obce twarze... Karta taksówkarza. To będzie najlepsze rozwiązanie. Przydałoby się zdobyć numer korporacji, albo lepiej jakiegoś niezależnego. Im mniej szumu, tym lepiej.

Ale na to mam jeszcze trochę czasu, póki co, sprawa najważniejsza. Z tym nie mogę zwlekać.
- Racja, pospiesz się… - zrzędził nieprzerwanie instynkt ubrany w głos Luigiego.

- Tak...tak. Chodźmy... - uśmiechnęłam się. A przed oczy wróciło parę obrazów. Czas pokaże...


Post został pochwalony 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Pon 0:25, 24 Gru 2007 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


Schodów co prawda okazało się więcej niż 'kilka', o których mówił Larry, ale cała reszta zgadzała się co do joty. Po przejściu przez drzwi i opuszczeniu tym samym głównej sali ukazały się schody, które pięły się aż na najwyższe - trzecie - piętro. Gdyby jednak iść nadal prosto, doszłoby się najprawdopodobniej do pralni, jakiegoś magazynu z pościelami, zasłonami, prześcieradłami i wszystkim tym, czym zajmuje się obsługa hotelowa. Może dalej było kolejne przejście.

Właściciel-barman poszedł jednak w prawo. Kilkanaście stopni w jedną stronę, kilkanaście w drugą i staliście w niezbyt długim (a na pewno ciasnym) korytarzu. Na piętrze umiejscowiono trzy pomieszczenia. Nie trzeba było wielkiej przenikliwości, aby z metalowych tabliczek wiszących przed drzwiami, kolejno odczytać: "Właściciel", "Prywatne" oraz "Skład" - cokolwiek te dwie ostatnie miały oznaczać.

Larry włączył światło i cały korytarz, opanowany uprzednio przez nieprzenikniony mrok, utonął w jasnożółtej poświacie rzucanej przez nieco przykurzone żarówki żyrandola. Podszedł do drzwi zatytułowanych "Właściciel" i zaczął majstrować przy pęku kluczy. Stojąc plecami do Vivian, odezwał się:

- Niestety mamy teraz mały remanencik w budynku i trafiłaś akurat w sam jego środek. Widzę, że potrzeba Ci pojedynczego pokoju. Akurat z trzech na drugim piętrze jeden jest świeżo po wykończeniu. Mogę go odstąpić za trzy dychy za dobę. Powinno pasować. Martha przebiera pościel dwa razy w tygodniu, a że nikogo poza Tobą, panienko, nie będzie na piętrze, powinnaś mieć święty spokój.

Wreszcie udało mu się znaleźć odpowiedni klucz. Przekręcił go, postąpił krok naprzód, sięgnął po coś ręką i za moment już zamykał drzwi na powrót. W ręku trzymał klucz. Uśmiechnął się lekko:

- To jak ? Umowa stoi ?


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kara Boska
PostWysłany: Wto 0:34, 25 Gru 2007 
Malk Content
Malk Content

Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 356 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów


- Stoi - odpowiedziałam. Musiałam znaleźć czym prędzej jakąś kryjówkę i przygotować ją na powitanie dnia. Potem dopiero będę mogła pozwolić sobie na pozostałe działania.

Właściciel zawrócił i poprowadził mnie z powrotem, gasząc zdałoby się instynktownie z powrotem światło. Zeszliśmy po schodach, których poręcze lepiły się wręcz od kurzu, pyłu i wolałam nie wiedzieć, czego jeszcze. Niezłe tłumaczenie, remont. To na pewno nie był efekt remontu. Larry zszedł ze schodów piętro niżej i poszedł korytarzem równie mrocznym jak na najwyższej kondygnacji, oświetlanym jednak przez lichy kinkiet w ścianie przy schodach. Włączył światło, tym razem słabsze światło zalało pomieszczenie. Powód tego był błahy, żarówki w identycznym jak piętro wyżej żyrandolu nie były zakurzone, lecz było ich mniej. A ściślej światło dawała tylko jedna. Szliśmy przez chwilę, aż mój przewodnik zatrzymał się przed drewnianymi drzwiami. Wisiała na nich podobna jak na górze metalowa tabliczka, na której tym razem wypisany był numer. "13". Dobre sobie. Może to TEN przeklęty pokój... Może siedzą tam nietoperze... i czosnku wieńce wiją się...

Po chwili byłam już w środku. Obrzuciłam wzrokiem całe pomieszczenie, starając się nie myśleć o wypalającym mi dziury w mózgu, piekącym zapachu świeżej farby i środków konserwujących drewno. Pokój był niewielki. Cały pomalowany na biało, zaś naprzeciwko drzwi znajdowało się niewielkie okno i drzwi balkonowe. Biała, z dość lichego materiału zasłonka sięgająca ziemi zwisała smętnie z brzegów karnisza. Nie przyda się zbytnio. Wszystkie meble były nowe, niektóre jeszcze przykryte foliami. Moją uwagę zwróciła sosnowa szafa, niemal krzycząca całą swoją istotą: "Ikea" Rozmiarem pasowała wręcz idealnie. Póki co, jednak postanowiłam zasłonić okno jedynie zasłonką. Potem wystarczy przesunać szafę.
Teraz punkt trzeci... bagaże.

Zeszłam schodami na dół, analizując całą drogę pod kątem oświetlenia. Korytarze nie miały tu okien, sprawiały ogólnie wrażenie ze wszystkich stron otoczonych pomieszczeniami. Jedynie niewielkie okienko znajdowało się na półpiętrze i stwierdziłam, że nie stanowi zbytniego zagrożenia. Stanęłam w korytarzyku przed drzwiami do głównej sali. Także bezpiecznie. Otworzyłam drzwi do sali i tylko upewniłam się o braku okien w tym pomieszczeniu. Zatem nie jest tak źlem jak się spodziewałam, pomyślałam. Zdecydowanym krokiem przeszłam koło baru i wyszłam na zewnątrz. Byłam sama i co najważniejsze absolutnie tego pewna. Czas rozpocząć kolejną część planu...

Popędziłam z największa szybkością na jaką mnie było stać za wzgórze i w kilku kursach zniosłam cały bagaż na parking. Przelotnie spojrzałam na dopalający się wrak. Praktycznie nie było śladów mojej obecności. Bagażnik na szczęście wcześniej zamknęłam, drzwi też, teraz byoby to niemożliwe. Pokonując instynkt zbliżyłam się jeszcze, wrzuciłam do środka kluczyki i czym prędzej wróciłam pod zajazd.
Nikt nie zauważył moich działań, więc mogłam być spokojna. Teraz pozostało tylko przenieść to jakoś do pokoju.


Post został pochwalony 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Wto 16:04, 25 Gru 2007 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


Chłód poranka nadal dawał się we znaki. Ciemność już jednak całkowicie przeszła w szarówkę, która przypominała jakiś brudny opar, oklejając się przy tym wokół wszystkiego, co stanęło jej na drodze. Drogą przemknął jakiś pojedynczy samochód, a sądząc po prędkości, jaką rozwinął nie obawiał się policyjnej kontroli. Potem znów nastała cisza. Raz na jakiś czas powietrze przecinał wygłuszony dźwięk niosący się znad miasta. W pobliżu nikogo nie było.

Nie minęła jednak minuta, którą Vivian spędziła nad zastanawianiem się, jak wtaszczyć walizy na piętro, gdy ktoś wyszedł ze środka. W pierwszej chwili Kainitka pomyślała, że ktoś jednak ją widział, ale po chwili zdała sobie sprawę, że to ta krótkowłosa brunetka, która weszła tuż za mężczyzną w dresie. Skierowała się do taksówki, pogrzebała tam chwilę i za moment już trzymała coś garści. Zaczęła wracać do motelu.

Dopiero w tej chwili zauważyła jakąś postać. Zatrzymała się, skupiła wzrok na sylwetce i otaczających ją pakunkach, a potem zmieniła wyraz twarzy na „aha, to ona”. Lekko się uśmiechnęła i zrobiła kilka kroków w stronę napotkanej postaci.

- Pomóc Ci z tym ? – z bliska sprawiała wrażenie umięśnionej i bardzo zręcznej, jak na kobietę w tym wieku. Szybkim ruchem głowy odrzuciła grzywkę na bok i spojrzała pytająco na Vivian.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Koval dnia Wto 16:05, 25 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kara Boska
PostWysłany: Wto 22:53, 25 Gru 2007 
Malk Content
Malk Content

Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 356 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów


- Tak, jeśli nie sprawi Ci to kłopotu... - odpowiedziałam nieśmiało. Propozycja rozwiązała wszystkie moje problemy, a, trzeba przyznać, z lekka zaczęła ogarniać mnie już rozpacz. Czas uciekał, a fizycznie nie zdążyłabym ze wszystkim bez ujawnienia się. - Będę zobowiązana.

Nim zdążyłam dokończyć odpowiedź, kobieta złapała za rączki dwie torby i żwawym krokiem ruszyła w stronę drzwi. Chwilę później, co prawda, się zatrzymała, by spojrzeć na mnie pytająco, lecz ja byłam już ze swym ciężarem (a wzięłam tylko tyle, żeby nie wzbudzić niczyjego zaskoczenia) tuż za nią. Wyprzedziłam moją wybawicielkę i poprowadziłam przez główną salę do pokoju numer 13. Pokonałyśmy tę trasę kilkakrotnie, kończąc dosłownie parę minut przed wschodem słońca.


Post został pochwalony 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 53
Idź do strony 1, 2, 3 ... 51, 52, 53  Następny
Forum Gotyk-Forum.pl - Gotyckie forum otwartego myśliciela. Strona Główna  ~  Wampir Maskarada

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach