Forum Gotyk-Forum.pl - Gotyckie forum otwartego myśliciela. Strona Główna
Autor Wiadomość
<    Wampir Maskarada   ~   [Sesja] Wieża z zapałek
Kara Boska
PostWysłany: Wto 11:42, 12 Lut 2008 
Malk Content
Malk Content

Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 356 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów


- Aż tak źle wyglądam? Genetyka. Brat ma tak samo. A że studiuje medycynę...studiował chyba raczej...już na początku ktoś to zauważył i miał badania. I także testy na narkotyki. W dzieciństwie nikt o to nie pytał, ale teraz... cóż. Co za świat. I czy jakiekolwiek mam objawy? TYLKO krwotok z nosa. Tylko...aż... Ja nawet nie palę i nie piję alkoholu. Dbam...o zdrowie, jakie by nie było. Mam dość swoich problemów, by brać się jeszcze za jakieś dziadostwo, a po tym, jak brat mi opowiadał o " co ciekawszych" przypadkach, jakie miał na praktykach... A możesz mi wierzyć, mówił z bardzo dogłębnymi szczegółami. Brr... - skrzywiłam się. - ...to bagno. Miałaś jakieś przejścia z narkomanami skoro drugi raz już mnie o to pytasz...?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Wto 16:00, 12 Lut 2008 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


- Nie... do tej pory żadnych. Ale jak dla to syf i niewiele mi brakuje do pogardzania tymi, którzy się w taki sposób trują - otworzyła paczkę papierosów i wciągnęła jednego. Zanim zapaliła, zdążyła jeszcze zapytać:

- Czyli nikogo tu nie masz, co? Nie mamy do kogo jechać? Może chcesz kogoś odwiedzić albo coś załatwić, bo jak już odstawię samochód do warsztatu... cholerni złodzieje... (zapewne chodzi o mechaników)... to.. to szybko go nie odbiorę. Mieszkam w dosyć zapyziałej dzielnicy, co pewnie się może pani artystce nie spodobać - uczyniła kpiarski ukłon w stronę Vivian - ale przynajmniej blisko centrum.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kara Boska
PostWysłany: Wto 23:49, 12 Lut 2008 
Malk Content
Malk Content

Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 356 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów


Żałuj, że nie widziałaś głównej siedziby Vincenta. Nie raz, nie dwa, spotkałam się ze stwierdzeniem, że architekt miał chyba rozdwojenie jaźni i na dodatek zatrudnił kilka niezależnych od siebie ekip. W sam raz jako tło do jakiegoś horroru... Że też nikt się nie połapał do tej pory...

- Mylisz mnie chyba z gwiazdkami muzyki popularnej... - żachnęłam się lekko. - Dzielnica pewnie jak każda inna... - Stop! Nie opowiadaj, że wychowałaś się w getcie, tego nie kupi. - Nie demonizuj się tak - zakończyłam z niewinnym uśmiechem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Śro 8:07, 13 Lut 2008 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


- Może u was na prowincji to jest normalne i zdążyłaś już przywyknąć do braku luksusów, ale przynajmniej nie będziesz zaskoczona, kiedy zobaczysz, jak ja żyję. Nie jest to takie znowu skrajne ubóstwo, wręcz przeciwnie, mieszkanie dzięki moim byłym nawet na tym zyskało. To raczej sama lokalizacja... - wzdrygnęła się - chcę się stąd wynieść. No dobra - poprawiła się w siedzeniu, oparła dłonie na kierownicy, ale nie uruchomiła jeszcze samochodu - to jedziemy od razu do mnie, czy masz inne plany?

Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kara Boska
PostWysłany: Śro 10:49, 13 Lut 2008 
Malk Content
Malk Content

Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 356 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów


Na. Prowincji?! Znam przynajmniej parę osób, które za te słowa...Dziki chichot. Litości...

- Biedny to kraj posiadający tylko jedno wieksze miasto - westchnęłam, lekko wywracając oczami. - Jeśli można, to do ciebie. Muszę doprowadzić się do stanu używalności. Trzy dni w podróży... - wzdrygnęłam się. Przecież tak zaczosnkowana nie pokażę się Księciu. Ale szybko to trzeba załatwić. Koniecznie.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Pon 22:02, 18 Lut 2008 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


Podróż przez nocny Londyn może z pewnością należeć do jednej z atrakcji turystycznych, o których nie wspomina się w żadnym przewodniku. A byłoby co podziwiać. Szczególnie będąc w stanie, w jakim znajdowała się Vivian…

Taksówka mknęła przez ciemności tylko sporadycznie rozjaśniane prze pobliskie latarnie i światła mijanych samochodów. Nieliczni przechodnie z zaciekawieniem przesuwali wzrokiem za pojazdem odważnie – lecz nie brawurowo – prowadzonym przez Andreę. Vivian spoglądała na to, co przesuwało się za szybą i starała się w jakiś sposób posegregować zdarzenia, ułożyć plan na najbliższe kilka godzin.

Było jeszcze przed północą, jednak pogoda zrobiła swoje. „Zimno i mokro” – zapewne taka myśl pojawiała się najczęściej w głowach każdego, kto choćby na moment rozważał wyjście z domu. I do tego ta mgła. „Osobliwe te ciemności…” - konstatowali nieliczni, którym udawało się dojrzeć coś więcej. Coś, co zdawało się być ukryte za niewidoczną zasłoną. Vivian należała właśnie do tej grupki osób.

Samochód podążał wzdłuż świetlistego łańcucha utworzonego przez coraz częstsze żarówki latarni. Gdzieś na granicy widoczności coś nieustannie się mieniło, zupełnie jakby ktoś usiłował rozpalić ogień krzemieniem. Ponad głowami niczego nieświadomych mieszkańców unosiły się masy niczym nieskrępowanych cieni. Niektóre z nich przyjmowały bardziej, inne mniej materialne sylwetki. Kainitka byłaby w stanie rozróżnić nawet osoby, z jakimi miała styczność w odległej przeszłości. Wszystkie one były już martwe.

Vivian otrząsnęła się. To tylko wyobraźnia. Powykręcane gałęzie drzew niczym starcze palce zapraszającym gestem zachęcały do zatrzymania się. Brrr… zwidy. Ledwo dosłyszalny szum, który miarowo narastał i przy każdym mijanym skrzyżowaniu nagle się urywał, aby po chwili zaczynać od nowa. Zupełnie jakby miasto szeptało coś tajemniczo. Złudzenia. Rzut oka na kierowcę – wcale nie wygląda jakby miała duszę na ramieniu. Nie ma się więc czym przejmować. Jakaś para, zagubiony przechodzień, starszy jegomość z pakunkiem pod pachą, czwórka dzieci na pasach czekających na zielone światło. Otaczały ich czarne, jakby chropowate poświaty, chwiejące się lekko w powiewach wiatru i skrzypiące delikatnie w takt swoich poruszeń. Wampirzyca wzdrygnęła się. Nie uszło to uwadze jej towarzyszki, która odchyliła lekko głowę w jej stronę i odezwała się:

- Nic ci nie jest? Wszystko w porządku?

Zanim jednak padła odpowiedź, niebo przed nimi pojaśniało. Wyglądało to zupełnie tak, jakby nastąpiła jakaś erupcja, a z wnętrza posypały się miliardy jaskrawych iskier przeplatanych snopami migoczącego światła. Hałas rozbłysku został jednak przytłumiony na tyle, że do uszu Viv dotarł przejmujący, lecz niegłośny huk, który w rzeczywistości musiał być olbrzymi Spory fragment nieba poczerwieniał i dopiero po chwili wszyscy patrzący w tamtą stronę zdali sobie sprawę, że to łuny pożaru próbują walczą z mrokami nocy. Języki ognia złośliwie kąsały czarne macki. Rozjaśniło się, potem sąsiednie ulice pokryły się żółtym, skrzącym pyłem, a na końcu buchnął ogień, który z początku było widać nawet o kilka przecznic dalej.
Andrea na moment zamilkła, znieruchomiała i jakby zwinęła się w sobie. Potem, widząc, że nie grozi jej bezpośrednie niebezpieczeństwo, rzuciła szybko:

- Jedziemy tam. Muszę to zobaczyć!

Deszcz jednak nadal niemiłosiernie padał, co wkrótce dało o sobie znać. Ogniste ozory słabły z każdą minutą i uwijający się przy pracy strażacy zapewne błogosławili taką aurę. Choć raz natura wyciągnęła pomocną dłoń ku ludziom i pomogła zażegnać zagrożenie.

Zanim Vivian zdążyła zaprotestować, taksówka mocno przyhamowała, zwolniła, po czym wykonała ostry zakręt i popędziła prosto do sąsiedniej dzielnicy, gdzie rozgrywało się to nieoczekiwane wydarzenie, a Kainitka nadal milczała. Musiało minąć kilkanaście minut, zanim Andrea – klucząc między wieżowcami, a potem domkami jednorodzinnymi – dotarła na lotnisko. To tu rozgrywała się cała akcja niczym w filmie sensacyjnym zza Oceanu.

Ogromny budynek jednego z największych londyńskich portów lotniczych stał w płomieniach. Wokół niego zgromadziło się kilkanaście wozów straży pożarnej, za którymi umiejscowili się wszelkiej maści technicy i specjaliści, o których fachu ani Vivian ani Andrea nie miały pojęcia. Cała szeroka ulica została zamknięta przez policję, która stworzyła swoisty kokon z radiowozów, szczelnie blokując dotarcie do zgliszczy budynku. Gdzieś wewnątrz urządzono punkty opatrunkowe i sanitarne, wyznaczono drogę ewakuacyjną, trwało wydostawanie rannych z wnętrza okazałej – do niedawna – budowli. O ile nie było dokładnie widać, czym zajmują się ci wszyscy, którzy mieli bezpośredni kontakt z ogniem, nieszczęśnikami, którzy utknęli w środku i samej ruinie lotniska, o tyle wśród policjantów dało się zaobserwować zdenerwowanie. Najwyraźniej na kogoś oczekiwano i ten ktoś się nie zjawiał.

Pojedynczy funkcjonariusze wychodzili do tłumu gapiów (wiadomo, ciekawość ludzka rzecz) wypytując tych, którzy przyznawali się do rzekomego zauważenia sprawców. Podejrzewano więc, że nie był to wypadek ani przypadkowe zrządzenie losu. Taksówka z Vivian oraz Andreą na pokładzie została zatrzymana dopiero przy jednej z wewnętrznych barykad, ponieważ ta druga chcąc możliwie najwięcej zobaczyć, krążyła wokół miejsca tragedii i szukała luk w blokadzie. A postój spowodowany był raczej zniszczeniami na drodze niż ingerencją policji. Andrea wyszła z pojazdu, zostawiając Viv własnym myślom.

Samochód ustawił się akurat kilkanaście metrów od dużego białego vana obok którego tłoczyła się grupka kilkunastu osób. Towarzyszył im policjant, dwóch sanitariuszy i mężczyzna w brązowym garniturze z takimż kapeluszem z notesem i dyktafonem w dłoni. Prasa. Zebrani ludzie stanowili ostatnią „partię” pasażerów z lotu, które właśnie wstrzymano. Obecnie wybrany lekarz dokonywał wstępnych oględzin, ale sądząc po jego zadowolonej minie obeszło się bez większych urazów czy uszkodzeń. Pośród zgromadzonych ludzi znajdowała się także Anais Sauleverte w luźnym, czarnym swetrze i spodniach wpuszczonych w buty. Naturalnie czarne włosy swobodnie spływały na ramiona i dalej do połowy pleców, kontrastując z jasną cerą. Bagaże złożyła obok, przy ścianie zamkniętego sklepu, ale cały czas rzucała w tamtą stronę badawcze spojrzenie. Taksując wzrokiem otoczenie, Anais, ujrzała taksówkę, której wcześniej nie dostrzegła. Musiała przyjechać niedawno. Ze środka wysiadła jakaś dziewczyna ubrana niemal całości po wojskowemu, śmiało podeszła do pierwszego z brzegu stróżującego policjanta i wdała się w rozmowę, prawdopodobnie zalewając rozmówcę stosem pytań. An od niechcenia przesunęła wzrokiem po taksówce. „Nie, to niemożliwe” – przemknęło jej przez myśl, gdy patrzyła na pasażera. Jej oczom ukazała się Vivian. Ta Vivian, Vivian którą tak dobrze się znały i tyle razem przeszły. „Co ona tu robi?” – pojawiły się pierwsze pytania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aene d'Amarant
PostWysłany: Wto 0:30, 19 Lut 2008 
+NecromanTesss+
+NecromanTesss+

Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 36 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie


Choć ujrzenie Vi teraz, w tym miejscu i czasie, wydało mi się co najmniej dziwne, zmusiłam umysł do natychmiastowej analizy i oceny sytuacji.
Primo - tym razem nic mi się nie zwidziało. To żywa Vivian w swej znanej mi postaci.
Secundo - nie zjawiła się tu przypadkowo. Nie. Na pewno nie. Za dużo tych "przypadków" ostatnio.
Tertio - pytanie: co ją do tego skłoniło i co mam zrobić ja?

Umysł nie otrząsnął się jeszcze po tym, co było przed chwilą, a już miał przed sobą nowe zadanie... Spokojnie, spokojnie, nie warto się denerwować.... Pojawienie się tu mojej przyjaciółki to...

Wystarczyłoby przebiec te parę metrów... Tak potrzebowałam znanej twarzy... Któż był mi bliższy? Chyba tylko... Nie, nie myśl o nim teraz... Niby martwe serce a czuję, jak się rozpada w drobny mak... Podejść do niej, jak zwykle, uścisnąć ją serdecznie, zapomnieć o tych wszystkich ważnych i ponurych sprawach, wygadać się...To Vivian przecież, to Vi... Nie, wiesz, że nie możesz... Cokolwiek Vivian tu robi, lepiej będzie, jak przypadkowe oczy nie ujrzą nas razem...

Podjęłam decyzję. Nie bez trudu. Ale Vi nie powinna mnie tu widzieć... Nie teraz. Choć to pewnie wynik nadmiaru czujności, nie mogłam się oprzeć wizji wrogich wampirów jako sprawców katastrofy lotniczej...


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Aene d'Amarant dnia Wto 0:37, 19 Lut 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kara Boska
PostWysłany: Czw 12:59, 21 Lut 2008 
Malk Content
Malk Content

Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 356 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów


Jak przygaszona obserwowałam przez okno zachowanie Andrei, mając nadzieję, że gdy przestanę o nich myśleć, obrazy rozpłyną się w powietrzu. Oczywiście, prawie...PRAWIE?! HA! ŻADNE PRAWIE! ...nigdy to nie działa. Przesunęłam spojrzeniem po zgromadzonych.

Zaraz... Czy to możliwe... Tak, wspomniał o niej. An? Droga An... Zaczęłam się wahać. Mało razy to wiedziałam... Otrząsnęłam się. Ale czy to naprawdę ty? Jako jedna z tak niewielu potrafisz zrozumieć. Zrób coś, bym mogła uwierzyć... Doskonale pamiętałam te słowa. Wypowiedziane tak dawno, kiedy myślałam, że mnie ominie, kiedy to napawało lękiem. Tej nocy, gdy się dowiedziałam...Zamyśliłam się na krótką chwilę, wracając do rzeczywistości. W takiej sytuacji nie powinnam podchodzić i zaczynać rozmowy... bo jeśli się okaże... To obce miasto. Nie powinnam o tym trąbić. "Nie rozmawiaj z majakami, bo poznają..." Tak, masz rację.

Ale jeśli to An we własnej osobie? Jak tu pozwolić jej odejść! Ach, wyżalić się, wymienić doświadczenia, wypytać, co się z nią przez tyle czasu działo, czy wie coś więcej... Tak bardzo to potrzebne. Niezastąpione. Chociaż jeśli się mylę...

I wtedy zobaczyłam, że odchodzi. Fakt mogę, ją dogonić. Ale czy mam pewność, że to, co doścignę nie będzie kolejną marą?


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Czw 20:41, 21 Lut 2008 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


Jakiś gest zwrócił uwagę Vivian. Zwróciła głowę przed siebie, patrząc przez przednią szybę taksówki. Deszcz zelżał na tyle, że Andrea zsunęła kaptur z głowy i stukała paznokciem w tarczę zegarka na ręce. Upewniwszy się, że jej towarzyszka dostrzegła ten gest, odwróciła się i zrobiła kilkanaście kroków w stronę jednego z funkcjonariuszy stojącego obok robotnika stawiającego właśnie znak "Zakaz wjazdu". Wymieniła z nim dwa zdania, a gdy tamten wskazał kogoś w oddali ręką, skierowała się w tamtą stronę. Po chwili zupełnie zniknęła w tłumie.



W tej samej chwili ktoś nerwowo zapukał w tylną szybę. Kainitka ponownie odwróciła głowę. Tuż przy tylnych drzwiach samochodu od strony pasażera stał podstarzały mężczyzna w strażackim uniformie. Uśmiechnął się. Z pożółkłych zębów brakowało mu dwóch górnych.

- Barzo paniom, pszepraszam, ale będzie pani musiała sztąd odjechać. Żamykamy sały rejon.



Jednocześnie w grupce osób stłoczonych wokół Anais pojawiły się jakieś głosy. Lekarz, który był zobligowany do sprawdzenia stanu zdrowia pasażerów, którym szczęśliwie udało się uniknąć większych obrażeń, oddalił się z powrotem w stronę karetki, której kogut zdążył już umilknąć. Jakby na zawołanie, gdzieś z cienia wychynęło dwóch barczystych policjantów. Podeszli bliżej i ustawili się tak, żeby mieć pewność, że te kilkanaście osób do których najwyraźniej zamierzali przemówić, ich usłyszy.

- Za moment przystąpimy do pracy, więc prosimy o opuszczenie tego obszaru. - wskazanie na radiowóz stojący gdzieś daleko, jeszcze za tłumem - Możemy państwu zapewnić pomoc psychologa oraz zapewnić transport do hotelu. - Ponowne wskazanie na ten sam pojazd - Koledzy się państwem zajmą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kara Boska
PostWysłany: Czw 23:37, 21 Lut 2008 
Malk Content
Malk Content

Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 356 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów


Sama siebie zaskoczyłam szybkością wyjścia na zewnątrz pojazdu. Zamknęłam drzwi, równocześnie rozglądając się po otoczeniu. Andrei nigdzie nie było, Anais także zniknęła z pola widzenia. Wolałam się nie oddalać, choć myśl o tej drugiej nie dawała mi spokoju. No i łatwiej trzeba przyznać używać perswazji, nie mając szyby na przeszkodzie. Co prawda ten zapach...powalający odór spalenizny szczypiący w oczy i nozdrza, który sprawił, że zaczęło mi się kręcić w głowie. To było nie do zniesienia. Tumanił kalecząc nerwy równocześnie. Ból wdzierajacy sie w głąb kazdej tkanki. Po cholerę, kobieto, oddychasz?! Racja... Nawet wtedy jednak dym nie przestawał pętać moich zmysłów drutem kolczastym. Z trudem panowałam nad sobą...

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kara Boska dnia Czw 23:38, 21 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Czw 23:45, 21 Lut 2008 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


Strażak odsunął się o krok, kiedy Vivian wysiadała z samochodu. Zmierzył ją od stóp do głów. Był tylko kilka centymetrów wyższy, ale za to w pasie niemal dwukrotnie szerszy, a jaskrawo-żółty kombinezon wcale go nie wyszczuplał. Zdjął kask z głowy, po której podrapał się nerwowo i podał stojącej przed nim dziewczynie drugą rękę.

- Pomogę pani stąd wyjść. Proszę mi podać rękę, wyprowadzę ją stąd - zadziwiająco wyraźnie przemówił.

Wskazał gdzieś w dal, prawdopodobnie mając na uwadze jakiś konkretny punkt czy obiekt, ale Viv nic nie widziała, kiedy podążyła wzrokiem za jego palcem.

- Tam będzie pani bezpieczna. Będziemy musieli uzyskać pani imię i nazwisko oraz adres zameldowania, apotem któryś z posterunkowych z nią porozmawia.

Odsunął dłoń i założył hełm z powrotem. Wykonał gest w stylu "proszę za mną" i nie oglądając się ruszył w stronę pospiesznie rozwijanej czerwono-białej taśmy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aene d'Amarant
PostWysłany: Pią 21:38, 22 Lut 2008 
+NecromanTesss+
+NecromanTesss+

Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 36 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie


"Nie, dziękuję, nie skorzystam" - pomyślałam, patrząc na radiowóz i ludzi ubranych w rozmaite uniformy - a to policyjne, a to służb drogowych. W sumie dobrze, że kazali nam się wynosić, w przeciwnym razie mogłam - a nuż - zmienić nagle decyzję i w porywie tęsknoty podbiec do taksówki, narażając się potem na kłopoty, takie jak niepotrzebne tłumaczenie się, strach przed popełnieniem niedyskrecji czy... no, coś by się znalazło.
Przyszło mi na myśl, że wypadałoby zapytać o pana Milsona. Targnęły mną wyrzuty sumienia... Obcy człowiek, fakt; ale rozmawiałam z nim jeszcze godzinę temu, a teraz już mógłby nie żyć, gdyby okazało się, że są straty w ludziach. To, co nastąpiło tuż po wypadku, pamiętam jak przez mgłę: ogłuszona hukiem, krzykiem, oszołomiona paniką, widokiem krwi (hehe, wampir i krwawych scen nie lubi) i latających części maszyny, zagubiona w tłumie obcych twarzy, przerażona najgorszymi perspektywami, myślałam tylko ... o czym? Gdybym to pamiętała! Pewnie skoncentrowałam swoje wysiłki na... hm, przetrwaniu, ale równie dobrze mogłam - swoim kochanym zwyczajem - zesztywnieć, znieruchomieć i stracić poczucie czasu i przestrzeni. W pamięci mignął mi kitel lekarza i dobijające się do świadomości głosy: "Halo, proszę się odezwać!"" Spokojnie, sytuacja opanowana...!", etc.

W zgromadzonym tłumie nie było Milsona. Westchnęłam. Zadzwonić? Zajmować się w ogóle przypadkowym pasażerem? A jednak... "Przypadkowym"... Pomyśleć, że mogłam rozmawiać z osobą, która teraz leży gdzieś na oddziale intensywnej terapii i za jakiś czas obudzi się, powiedzmy, bez ręki czy z uszkodzonym ośrodkiem mowy, sparaliżowana czy z utratą pamięci...


Zależało mi na pośpiechu i na tym, żeby znaleźć się możliwie najdalej od lotniska i... tak, od Viviane. Cóż mi da ów telefon? Uspokojenie sumienia? Jakiego sumienia, czy nie zabijam co noc? A teraz martwię się losem współpasażera, cha, cha!

Gorzka ironia nie pomogła.

Poczułam niemal fizyczny ból i skruchę... Czułam się podle. Ale rozsądek zwyciężył.

Nie mogę jej narażać. To najważniejsze. Drugie - to odpowiedzialność za zadanie. Nawet jeśli ta Viv, którą znam, jest godna zaufania, to jest i druga Viv; ta, której oczy niebezpiecznie lśnią, ta, która nagle odpływa w świat własnych wizji, ta, której śmiech jest cichym, chorym złowieszczym, niezaraźliwym chichotem i która ma koszmarne sny i cierpiąc, staje się często sama bezlitosna... Viviane, która, choć tak mądra i dojrzała, niekiedy nie odpowiada za własne czyny...i zna życie tak inne niż to, które ja poznałam...

Widząc, jak cierpi, tym bardziej nie rozumiałam, dlaczego broni praw naszego gatunku i uznaje wampiryzm za coś nobilitującego. Przecież to oznacza, że będzie się tak męczyć zawsze! I gorzej jeszcze niż śmiertelny, co tak wiele nie słyszy, nie widzi, nie czuje. Nagle poczułam nienawiść do tych wszystkich, którymi się otaczała; może gdyby nie oni, jej choroba nie postępowałaby! Ale jak się żyje pośród szaleńców...

Stop. Myślisz, że gdyby nie jej "ojciec" i brat, byłoby lepiej? Któż zna ją lepiej, niż własna krew? Ty sama, idiotko, możesz jej pomóc, z własnymi demonami i koszmarami, które może są nawet gorsze, bo zdarzyły się naprawdę?

Krótko trwał stan optymizmu poznawczego, używając terminologii Arnauda. Już mnie nie interesowało, czego mogę się niby nauczyć, będąc w obcym mieście. Znów byłam przytłoczona. Jak zwykle, kurwa mać, jak zwykle, błogosławione Blackpool, w którym zaznałam jakiejkolwiek stabilności, reszta to...

Podniosłam bagaże. Założyłam plecak, mocując pas i szelki tak, by było mi wygodnie, przez ramię przerzuciłam płócienną torbę, a lekką walizkę chwyciłam w dłoń. Ciężko, ale nie "sapałam" z każdym krokiem, ostatecznie nie zabiera się w podobną wyprawę połowy dobytku. Nawet nie próbując ukryć grymasu na twarzy, ruszyłam tam, gdzie, jak wnioskowałam z gestów i spojrzeń umundurowanych ludzi, można było znaleźć wyjście z zamkniętego obszaru. Victoria Street musi być większą ulicą. Postanowiłam spróbować dostać gdzieś jeszcze plan miasta, o drogę miałam zamiar pytać w ostateczności.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kara Boska
PostWysłany: Pią 22:35, 22 Lut 2008 
Malk Content
Malk Content

Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 356 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów


Trafi mnie na miejscu! Zatłukę, zabiję, zamorduję... Skąd się wyrwałeś?! Wyrwę ci zaraz... Przest... Gdzie masz oczy? Uduszę. Cóż za profesjonalizm. Będziesz skowyczeć o skrócenie cierpień... Przecież to oczywiste, że dopiero przed chwilą tu przyjechałam. Skręcę ci kark i nakarmię truchłem wilki... Jakie wy możecie mi dać poczucie bezpieczeństwa?! ...albo kruki...wrony... szszszszsz...Quote the Raven: "Nevermore"? Zamilcz. WY? HAHAHAHAH! Wy... Gdzie je wcięło? An, przed chwilą jeszcze... Dane osobowe, porozmawiać...a o czym? O twarzach umarłych we mgle może? Błądzących między światami...poza rzeczywistością. Może o szeptach w deszczu szumiących straszne prawdy... Chcecie je poznać? A może o twoim niepokoju, że nic nie wiecie? Że NIE panujecie nad sytuacją? O twoim lęku, człowieczku... Boisz się. HA! A wystarczyłoby...hmmhm...pstryknąć palcami i... Ćśśś, nie marnuj krwi. Rozchybotana... Cóż w tym dziwnego to tylko ja...Przestań! Uspokój się...uspokój, ŚWIRZE! Co z tobą? Tak jest po prostu. Daj spokój i miej...

- Czekam - wycedziłam nie ruszając się ani o milimetr. - Jak widać...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Sob 21:48, 23 Lut 2008 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


Mężczyzna w strażackim mundurze już niemal osiągnął pierwsze barierki, zdążył minąć kilka osób i prawie zniknął w strugach deszczu, gdy jeszcze ostatni raz rzucił okiem na taksówkę i przestrzeń przed nią. Nagle zatrzymał się, odwrócił się i wytężył wzrok. Zrobił kilka kroków naprzód. Widać było zmarszczki na jego czole i nieco zaniepokojone spojrzenie.

Z naprzeciwka maszerowała Andrea, wyraźnie czymś zdenerwowana. Klęła pod nosem, rzucała wyzwiskami na wszystkich funkcjonariuszy policji, jacy tylko przychodzili jej na myśl i nie zwracając na nikogo uwagi, przepychała się w stronę taksówki. Strażak pokonał tą samą drogę, co przedtem i znów znajdował się koło pojazdu.

- Czy to pani jest kierowcą? – padło pytanie.
- A bo co? – cierpko odparła dziewczyna.
- Uprasza się o opuszczenie tego miejsca. Pani samochód będzie utrudniał nam przeprowadzenie akcji i w związku z tym…
- Utrudniał nam przeprowadzenie akcji – piskliwym głosem Andrea przedrzeźniała mężczyznę.
Ten chciał jeszcze coś dopowiedzieć, ale zanim zdążył otworzyć ponownie usta znów mu przerwano.
- Dobra koleś, zaraz się zbieramy. Nie bój żaby – wskazanie palcem na Vivian – ładuj się, spadamy stąd. Mam już dość.
Za chwilę dwie osoby siedziały już w samochodzie, który ostrożnie cofał do miejsca, gdzie mógł zawrócić. Jeden ze stojących drogowców kierował do wyjazdu, a drugi pilnował ruchu po przeciwnej stronie, uważając na inne mijające go pojazdy.
Andrea podjechała tyłem kilkanaście metrów, zatrzymała się, oceniła sytuację, a potem umiejętnie zawróciła obok porzuconej betoniarki i białego samochodu dostawczego. Już miała wjechać na drogę prowadzącą bezpośrednio do wyjście, kiedy nagle naszła ją jakaś myśl. „Tędy będzie szybciej” – mruknęła pod nosem, niespodziewanie zjeżdżając z wyznaczonej trasy, wywołując niemały popłoch wśród łażących wszędzie wokół ludzi. Ruszyła do drugiego wyjazdu.

Deszcz znowu przybrał na sile. Ruszyły się wycieraczki w samochodach. Znów pojawiły się peleryny i parasole. Błysnęło więcej świateł. Całe szczęście, że ich gros skupiła się na budynku portu lotniczego, inaczej mogłoby być nieprzyjemnie. Zaczęło się też robić zimno: noc się pogłębiała, a do rana jeszcze daleko. Taksówka dzielnie, choć bardzo wolno manewrowała między przeszkodami.
- Coś Ci się stało? – zapytała ni stąd ni zowąd Andrea.
Vivian popatrzyła pytająco na dziewczynę.
- No… Twoje oczy. Wszystko w porządku? Płakałaś czy coś?
Zanim Vivian zdążyła sformułować odpowiedź, samochodem wstrząsnęło, potem szarpnęło i kierownica uciekła w lewo. Cały pojazd zjechał na pobocze niemal uderzając w kupę gruzu. W ostatniej chwili nagły hamulec rzucił pasażerki niemal wprost na przednią szybę. Dokładnie kilkanaście centymetrów przed jednym z przechodniów, który zrobił wielkie oczy zapewne na myśl o bliskim spotkaniu z samochodem. O ile Vivian zupełnie nic się nie stało, to Andrei pociekła krew z nosa i coś chrupnęło w barku. Pewnie gdyby mogła, to zaraz wystrzeliłaby ze środka jak pocisk i nawymyślała osobie stojącej tuż przed maską. Może na słowach by się nie skończyło. Viv, korzystając z chwili zamieszania spojrzała przed siebie. Jaskrawo oświetlona – zaraz przed żółtą taksówką – z plecakiem, płócienną torbą i walizką stała Anais.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kara Boska
PostWysłany: Sob 23:23, 23 Lut 2008 
Malk Content
Malk Content

Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 356 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów


- Chyba nic jej nie zrobiłaś? - zapytałam powoli, spoglądając przestraszonym wzrokiem na Andreę. Lubię siać niepokój w ludzkich serdusz... - A tobie, nic nie jest? - podałam jej chusteczkę, wpatrzona jednak już nieporuszenie w An. Doskonale wiedziałam, co robić, wszelkie lęki i niepokoje odsuwając na bok. Przecież ona też... Fakt...Musimy się spotkać. Prędzej czy później. Wolę jak najwcześniej... Przecież złe rzeczy się tu dzieją. Może nie wie. Oślepłaś? Ogłuchłaś?! Na pewno nie wie! Rozejrzyj się tylko... Popatrz w te wszystkie martwe twarze... Poczuj! Wstrząsnął mną przejmujący do szpiku kości dreszcz. Ty, paskudo... A jeśli wie więcej? Tym lepiej. Niech się dzieje, co chce! - Zaraz wrócę.

I nie czekając na odpowiedź, wymknęłam się na zewnątrz, tylko parę kroków od NIEJ. Anais... Nie mogła mnie nie widzieć.
- An... - powiedziałam cicho.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 9 z 53
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10 ... 51, 52, 53  Następny
Forum Gotyk-Forum.pl - Gotyckie forum otwartego myśliciela. Strona Główna  ~  Wampir Maskarada

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach