Autor |
Wiadomość |
<
Wampir Maskarada
~
[Sesja] Wieża z zapałek
|
|
Wysłany:
Nie 0:37, 04 Maj 2008
|
|
|
Malk Content

|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
Gdy zbliżyłam się już na parę kroków od pojazdu. Chwila jeszcze a chichot szedł za mna krok w krok czułam jak się zbliża. Część mnie.
Spojrzałam na jednego z mężczyzn. Ktoś jest jeszcze w środku. Wszystko jedno... Chichot mnie doścignął i oplótł mój umysł łagodnym dotknięciem. Mam wsiąść?
- Witam czy jestem witana?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
 |
|
 |
|
Wysłany:
Nie 1:03, 04 Maj 2008
|
|
|
Mistrz Gry

|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Ten stojący bliżej, skrzywił się gdy Vivian podeszła na najbliższą odległość:
- Ale od ciebie wali czosnkiem! - prawie krzyknął i obrócił się w stronę pobliskich drzew.
Drugi, stojący obok, zdzielił go pięścią tak, że tamten aż się zatoczył. Rozejrzał się nieprzytomnie wokół, ale jego kolega już nie zwracał na niego uwagi. Nie patrząc w jego stronę, rzucił:
- Zachowuj się, Ronnie.
We wnętrzu samochodu coś się poruszyło. Jednocześnie otworzyły się drzwi od strony pasażera i kierowcy. Z tych pierwszych wysiadł chudy młodzieniec (z wyglądu był dobre 5-10 lat młodszy niż jego dwaj kompani) w niegdyś porządnym garniturze, ale obecnie znoszonym i zużytym. Zlustrował wzrokiem okolicę, poważnie przyjrzał się dwóm towarzyszom, a potem Vivian.
- Pablo. Idźcie po drugą.
Wydawało by się, że taki młokos nie ma żadnej władzy nad takimi dryblasami - górowali nad nim sylwetką, z pewnością przewyższali pod względem siły fizycznej, a do tego było ich dwóch... Nie minęła jednak chwila, a już obaj ochoczo maszerowali w stronę Anais, nie spuszczając jej z oczu. Dobry humor nadal ich nie opuszczał.
Z miejsca dla kierowcy wysiadła Andrea. Ta sama fryzura, to samo ubranie, ale nie przypominała tej znanej Andrei. Spokojna, cicha, wyglądała na zahipnotyzowaną albo jakby lunatykowała. Jej ruchy były powolne, ociężałe i wydawało się nieprawdopodobne, że to ta sama osoba. Posłusznie wyszła z auta i stanęła z boku, na trawie, wlepiając wzrok gdzieś w noc przed sobą. Była jak nieobecna.
- Przepraszam za ich zachowanie. Nie wiem co ich ugryzło. - odezwał się przyjemniaczek w garniturze. Przysyła mnie... - zamyślił się na moment - może inaczej (jakby do siebie) - dostaliśmy polecenie dostarczyć was natychmiast do Galerii. Chodzi o wasze niedawne występki. Tyle mi wiadomo. Bardzo bym prosił o nie wykonywanie żadnych gwałtownych ruchów, nerwowych reakcji i tym podobnych. Załatwmy to sprawnie i bez problemów. Nie chcielibyśmy uciekać się do przemocy. Zawieziemy was bezpiecznie na miejsce, a potem możecie o nas zapomnieć. Umowa stoi? - w jego oczach mignęła niepewność kiedy wyciągał dłoń w stronę Vivian.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
 |
|
Wysłany:
Nie 1:17, 04 Maj 2008
|
|
|
Malk Content

|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
Nie odczułam najmniejszego zaskoczenia. To było oczywiste. Wieści szybko się rozchodzą, jak zawsze zresztą. Wszędzie tak wiele oczu...
- Ależ oczywiście. - Uśmiechnełam się lekko, podając mu dłoń. - Wszystko jak jakieś fatum. Mam nadzieję, że będę miała okazję się trochę odświeżyć, zanim...
Spojrzałam nieruchomo na rozmówcę, a chichot tańczył mi miedzy myślami.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
 |
|
Wysłany:
Nie 18:56, 04 Maj 2008
|
|
|
+NecromanTesss+

|
|
Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 36 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie
|
|
Obserwowałam ich uważnie. Rozmowa przebiegała najwyraźniej spokojnie, jak wnosiłam z gestów interlokutora Vi, jak i jej samej - noc topniała i widziałam ich nieco lepiej. Andreę widziałam gorzej, ale coś z nią było nie tak; zniknęła charakterystyczna dla dziewczyny żywość, energiczność, a z tego, co już o niej wiedziałam, mogłam wnioskować, że ktoś taki, zamiast posłusznie siedzieć w aucie, natychmiast wyszedł by "na papierosika", zaczął zagadywać i rozglądać się po okolicy. O, wyszła jednak... Ale jak! Poruszała się jak automat... O, a teraz stoi, jak trusia.
Moc...
W pewnej chwili faceci ubrani jak "chłopcy z osiedla" tyle, że drożej, ruszyli w moim kierunku.
"Obejdzie się bez groźnych min, nie zamierzam się szarpać" - pomyślałam z niechęcią.
Wyszłam im na spotkanie.
Rozmówca Vivian sprawiał wrażenie osoby znaczącej i stanowczej, co nie uszło mojej uwadze.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aene d'Amarant dnia Nie 18:58, 04 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
 |
|
Wysłany:
Nie 19:08, 04 Maj 2008
|
|
|
Mistrz Gry

|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Chwilę później obaj panowie w dresach stali tuż za Anais. Zdołała ich wcześniej minąć, ale szybko ją dogonili niczym psy na polowaniu.
- W porządku. – odezwał się z kolei ten w garniturze.
Raz jeszcze popatrzył po zebranych. Omiótł spojrzeniem dwóch, być może, ochroniarzy, przelotnie popatrzył na Kainitki i dopiero na Andrei zatrzymał na dłużej wzrok. Wyraźnie szukał jej spojrzenia.
Mężczyzna nazwany wcześniej Pablo zbliżył się do Anais na bezpośrednią odległość. Wpatrywał się w jakiś punkt, gdzieś niżej. Wzrok An powędrował za jego. Sięgnął w jej stronę i gwałtownie złapał ją za dłonie. Przytrzymał je jedną ręką i zaczął wpatrywać się niczym w jakieś objawienie. Sięgnął drugą ręką do jednej z wielu kieszeni i wyciągnął nóż sprężynowy. Błysnęło dziesięciocentymetrowe ostrze.
- Jakie piękne… - wysapał – czy mógłbym.. – podsunął nóż bliżej i niemal zaczął się ślinić.
Wrzask, który się rozległ zaskoczył wszystkich.
- Przywołuję was do porządku, natentychmiast! – wybełkotał, acz z nieznaną dotąd siłą, młodzian w garniturze.
Obaj, Ronnie i Pablo, odskoczyli jak oparzeni i pod piorunującym spojrzeniem ustawili się na baczność. Ani drgnęli. Nastała chwila ciszy, nieprzerywana żadnymi odgłosami. Wydawało się, że nawet zwierzęta w parku wolały przez chwilę pomilczeć.
Spokój powrócił na twarz „szefa”. Wykonał bliżej nieokreślony gest ręką, który można by zinterpretować na kilka sposobów i jednocześnie dodał:
- Proszę wsiadać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
 |
|
Wysłany:
Nie 19:45, 04 Maj 2008
|
|
|
Malk Content

|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
Hahahaha... To było ciekawe. Muszę przyznać. Ale takie zachowanie, brak ogłady... No dobra, po prostu chcę się odreagować. Byłeś niemiły dla mnie... Dla nas.
Przez chwilę wpatrywałam się w Pabla, wbiłam spojrzenie w jego oczy i umysł. Pozwoliłam swojej woli lodowatymi palcami pobawić się, pomieszać trochę. Od razu lepiej. Będzie miał pan parę atrakcji już niedługo. Krzyki pod powiekami. Czego się boimy? Co nas dręczy? HAHAHAHA!
Uśmiechnęłam się mgliście do siebie i wsiadłam do pojazdu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kara Boska dnia Nie 20:33, 04 Maj 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
 |
|
Wysłany:
Nie 19:46, 04 Maj 2008
|
|
|
+NecromanTesss+

|
|
Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 36 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie
|
|
Szarpnęłam się na tyle mocno, by zwolnić uścisk, że aż się zatoczyłam.
To co się stało, wytrąciło mnie z równowagi...
Odskoczyłam. Stałam przez chwilę w nienaturalnie przygarbionej pozycji, spięta, czujna i jakby usiłująca się chronić, zanim wyprostowałam się i podniosłam wzrok na obecnych, rozmyślnie unikając oglądania tego psychopaty...
Z zewnątrz wyglądało to na natychmiastową, pełną determinacji, reakcję obronną... a w środku trzęsłam się jak galareta. Teraz tamci zobaczą we mnie ofiarę... Ale kto wie, co takiemu strzeli do głowy?
I ja mam współistnieć z takimi zwierzętami? Ze stukniętymi "mordercami zza rogu"? Z dzikimi dziećmi, które myślą, że wyrwać muszce skrzydełka, to to samo, co okaleczyć kogoś?
Krzyknęłam, kiedy ten dureń... Wybacz Vi, że ranię Twoje uszka...
"Super. Fajną mam eskortę"
Ale w tym wszystkim było coś, co mnie zabolało bardziej niż ten jebnięty chłoptaś - była to świadomość, że Vi jest jedną z nich i sama gotowa jest na wiele rzeczy. Że z tego powodu usprawiedliwia podobne wybryki natury, ba, gotowa przenosić tę zarazę dalej, co sobie wręcz poczytuje za jakąś misję... Że jej brat i stwórca są nie lepsi, i wreszcie - że ja też jestem dziką bestią w skórze jagnięcia, niebezpieczną dla siebie samej. Że degeneracja stała się ewolucją w światopoglądzie ich wszystkich - wampirów...
Mimo faktu, że facet jasno okazał swą władzę, spojrzałam na niego wzrokiem pretensji. Jak nie zapewni mi bezpieczeństwa od tego maniaka, nie ułatwię mu zadania, które mu zlecono... Byłam naprawdę wkurzona, a co gorsza - złością, musiałam przyznać, pokrywałam strach, a wszystko to jeszcze zasłaniałam buńczuczną pozą... tracąc siły, werwę i władzę w zmysłach.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
 |
|
Wysłany:
Nie 20:05, 04 Maj 2008
|
|
|
Mistrz Gry

|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Człowiek w znoszonym garniturze chyba w jakiś sposób wychwycił zarzut w oczach Anais, gdyż na moment spuścił głowę. Przymknął oczy, zastanowił się przez chwilę, po czym spojrzał znów na Andreę. Tym razem uchwycił jej spojrzenie. Ta drobna część sekundy wystarczyła: powietrze na moment się zelektryzowało, a wokół zrobiło się jakby nieco chłodniej. A może to tylko efekty zmęczenia i braku krwi? Tak czy inaczej Cała trójka (Ronnie, Pablo i Andrea odeszli kilka kroków w bok, zeszli z alejki i pod wpływem gromiącego spojrzenia młodzieńca w garniturze zaczęli nerwowo dreptać w miejscu.
- Zapraszam do środka - zwrócił się do An. Stanął przy drzwiach niczym lokaj i przez moment sprawiał wrażenie pokornego sługi, który czeka na reakcję swojego pana.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
 |
|
Wysłany:
Nie 20:47, 04 Maj 2008
|
|
|
+NecromanTesss+

|
|
Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 36 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie
|
|
"Już nie bądź taki słodki..."
Ale wsiadłam bez oporów, tuż koło Vi, jedynej "swojej" w tym gronie...
Byłam rozstrojona; z jednej strony chciałam, żeby podróż minęła jak najszybciej, każda kolejna chwila z tym całym Pablem... brrr. A z drugiej - na myśl o tej całej zgrai w Elizjum nieśmiertelny żołądek podchodził mi do gardła. Być może nie będą musieli jechać z nami, skoro ten chudy ma władzę nad dwoma takimi byczkami, to co dopiero nad nami... Krzywdy mu nie zrobimy.
Nie potrafiłam zapobiec ciągłemu drżeniu ciała; byłam już spokojna, więc nie psychika grała tu główną rolę - po prostu organizm dopraszał się vitae... Pół emeryta na całą noc to nic... Schowałam ręce do kieszeni: choć nieznaczne drgawki nie były widoczne, tylko wyczuwalne, nie chciałam pokazywać ich temu szaleńcowi, jeśliby miał jechać z nami. Cóż, taxi było małe, ale na upartego dałoby radę upchnąć piątkę. Ktoś na pewno zostanie na miejscu...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aene d'Amarant dnia Nie 20:52, 04 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
 |
|
Wysłany:
Nie 21:07, 04 Maj 2008
|
|
|
Mistrz Gry

|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Kiedy za Anais zamknęły się drzwi, mężczyzna w garniturze podszedł do samochodu i usadowił się za kierownicą. Nikt z pozostałych nawet nie drgnął choć spojrzenia całej trójki śledziły każdy ruch 'szefa'. Usiadł spokojnie "za kółkiem", wymacał kluczyki, a po chwili wyjrzał przez opuszczoną szybę. Popatrzył uważnie na swoich goryli i znów na moment zdawało się, że zastygł w tej pozycji. Po sekundzie, może dwóch, które zdawały się trwać dziesięć razy tyle, raz jeszcze zatrzasnął drzwi. Upewniwszy się, że wszystkie drzwi są zamknięte, uruchomił silnik.
Taksówka zarechotała, zatrzęsła się, potem jakby odsapnęła i potoczyła się po wybojach i koleinach do przodu. Przy wrzuconym kolejnym biegu, pojazd żwawiej podskoczył i po chwili pruł już parkowymi alejkami wprost ku wyjściu i dalej w nieznanym wampirzycom kierunku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
 |
|
Wysłany:
Pon 19:28, 05 Maj 2008
|
|
|
+NecromanTesss+

|
|
Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 36 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie
|
|
Obejrzałam się za siebie...
Co zrobili Andrei? Nie powinien zostawiać jej z tymi... tymi... mordercami...
Bo nie ulegało wątpliwości, że obaj to, kiedy trzeba, także i spece od brudnej roboty, i taka misja, jak ta, należy do tych delikatniejszych, z pewnością rzadkich.
Odetchnęłam jednak, kiedy okazało się, że szurnięty Pablo nie jedzie z nami.
Po głowie krążyło mnóstwo pytań, ale wszystkie bezładnie tłukły się i w końcu rozpryskiwały o ścianę domysłu, domniemania, wątpliwości. Klapnęłam na siedzenie, przymknęłam mimo woli powieki i próbowałam pomyśleć o czymś milszym, lżejszym niż czekające mnie na miejscowym "dworze" nieprzyjemności...
To, za czym tęskniłam, było zbiorem prostych rzeczy: chciałam się posilić, przebrać, umyć, spać... Tylko niekiedy przebijała tęsknota za... czymś więcej, co jednak, jak mi się zdawało, bezpowrotnie minęło i nie wróci nigdy, albo nigdy nie było mi pisane, a czego nawet nie miałam odwagi nazywać "szczęściem". Ponura rezygnacja przyoblekła moją twarz w kamienną maskę i tylko w oczach dało się wyczytać, co czułam, lecz ze spojrzeniem kryłam się, wbita w kąt na siedzeniu samochodu i z kapeluszem opuszczonym nisko na czoło, zatopiona w myślach...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
 |
|
Wysłany:
Pon 20:48, 05 Maj 2008
|
|
|
Mistrz Gry

|
|
Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 43 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
|
Uważając, aby jeszcze bardziej nie poturbować samochodu, kierowca ostrożnie wymanewrował pojazdem z parkowych uliczek na jezdnię. Gdy tylko poczuł pod kołami asfalt, przyspieszył. Ruch o tej porze był znikomy i tylko w najważniejszych punktach miasta błąkali się jacyś przechodnie (nie licząc sklepów całodobowych, gdzie ruch był – jak sama nazwa wskazuje - całą dobę), toteż nie przejmując się ograniczeniami prędkości ani czerwonymi światłami, które gdzieniegdzie błyskały na skrzyżowaniach, gnał do celu. Jedną rękę oparł na kierownicy, nie rozglądając się zbytnio na drogę, a drugą wykorzystał do zapalenia papierosa. Milczał. Po bliższym przyjrzeniu mu się okazał się młodszy niż się początkowo wydawało. Tam, wśród drzew i słabego światła latarni, sprawiał wrażenie poważnego, dojrzałego mężczyzny, nieco tylko ustępującego wiekiem pozostałym dwóm. Teraz, przy włączonej lampce pod dachem i co i rusz przesuwających się migotliwych „zajączkach” rzucanych przez billboardy oraz podświetlane reklamy, był raczej dwudziestokilkuletnim młodzieńcem, który został nieoczekiwanie wyrwany ze stanu błogiej nieświadomości. O ile na pierwszy rzut oka nie było tego widać, tak obecnie nie było już wątpliwości, że od czasu jego Przemiany nie minęło wiele czasu. Dwie, trzy dekady, nie więcej... - przemknęło przez myśl. Wyrwany siłą z dawnego świata, zmuszony opuścić grono przyjaciół i znajomych, nie do końca pogodzony ze światem. Kto wie, może nawet nigdy nie darował tego swojemu Stwórcy. Niepokój wymalowany na twarzy, grymas lekkiego obrzydzenia, niedbałe ruchy – tak, to do niego pasowało. Nie wyglądał na zadowolonego z tego nowego życia.
Niespodziewany skręt na najbliższym rondzie i długa prosta. Teraz będzie można się naprawdę rozpędzić. Wciśnięty pedał gazu i wskazówka licznika niebezpiecznie uciekająca w prawo. Ściana wiatru przecinana metalowym ostrzem i obrazy za szybami powoli zlewające się w jedną, rozmazaną całość. Nagle światło. Gdzieś w oddali – jakby w odpowiedzi – drugie. Zaraz po nim trzecie i dalsze. Coś się stało. Taksówką potężnie szarpnęło, ale zdołała wyhamować bez kolizji z najbliższym samochodem. Cała dwupasmowa ulica na wprost została zamknięta. Czerwonobiała taśma odgradzała uwijających się osobników w ciemnobrunatnych kombinezonach, a także otaczających ich strażaków od otoczenia. Pojawili się pierwsi z gapiów. Z bocznej uliczki trzy wozy pomocy drogowej wywoziły właśnie zmiażdżone auta, które w obecnym stanie nie nadawały się do użytku. Ślady krwi na przednich siedzeniach świadczyły, że ofiary były nie tylko w sprzęcie. Karetki nie było nigdzie widać, więc zapewne cała akcja zaczęła się już dobrą chwilę temu.
Do taksówki, w której siedziała trójka Kainitów, podjechał na motorze policjant w mundurze. Zasalutował kierowcy.
- Czego tam? – warknął tamten na powitanie.
- Proszę zjechać na tamten pas – dłonią w grubej skórzanej rękawicy wskazał obszar ogrodzony pachołkami, wewnątrz którego oczekiwało już kilka innych samochodów – i zaczekać na swoją kolej.
Młodzian w garniturze popatrzył spod byka na stróża prawa.
- Bo co?
- Miał miejsce wypadek i staramy się możliwie najszybciej usunąć jego skutki tak, żeby nie utrudniać ruchu dłużej niż jest to konieczne. Proszę tam zjechać. – raz jeszcze jego ręka powędrowała w tym samym kierunku.
- Spieszy mi się.
- Prosimy o współpracę.
- Odwal się pan! – podniósł głos kierowca, ale podjechał w wyznaczone miejsce.
Kilku innych mundurowych pojawiło się przy strażakach i wspólnie zaczęli przyglądać się całemu zdarzeniu. Musiało minąć kilka minut, zanim masywne wyciągarki ustawiły się jedna za drugą i z wolna ruszyły wraz z kilkoma wozami policyjnymi w stronę centrum.
- Co za tragedia… tacy młodzi… podobno cała rodzina była w środku… zmasakrowane ciała… lekarze nie mogli rozpoznać… i te dzieci… - dało się słyszeć w powietrzu.
Z zamyślenia trójkę wampirów wyrwało pukanie w szybę od strony pasażera. Nie był to ten sam policjant. Ktoś z drogówki. Nie odezwał się ani słowem tylko zaczął wykonywać jakieś niezrozumiałe gesty rękoma. An i Viv popatrzyły na mężczyznę w garniturze pytająco, ale on zdawał się wiedzieć w czym rzecz. Błyskawicznie jego dłoń sięgnęła do stacyjki. Odpalił samochód i powoli, klucząc między barierkami, opuścił zgodnie ze wskazówkami człowieka w zielonym odblaskowym stroju miejsce zdarzenia. Za najbliższym zakrętem przyspieszył i reszta podróży minęła w poprzednim tempie.
Budynek Galerii Narodowej nie był widoczny z większej odległości. Taksówka wjechała na mało uczęszczaną przez samochody (może dlatego, że znak na początku głosił „zakaz wjazdu”) ulicę, której trzy czwarte szerokości zajmował deptak. Po lewej stronie rozmieszczono cały sznurek sklepików, butików i kramów, ale sądząc po cenach były one nastawione raczej na turystów lub co zamożniejszych odwiedzających. Nieco dalej, za nimi, rozciągała się promenada, otaczająca fontannę, a dalej masa budynków różnego przeznaczenia, ale przeważały administracyjne, urzędowe i biura poważnych firm. Nielicznie zaparkowane pojazdy sprawiły, że dojazd pod samą Galerię nie sprawiał trudności. Stojąca kilkadziesiąt metrów dalej i uważnie obserwująca okolicę, czwórka umięśnionych panów z napisem „security” z zainteresowaniem wlepiła wzrok w taksówkę. Chłopak siedzący za kierownicą machnął im ręką na co tamci wrócili do przerwanej rozmowy.
Budowla przypominała antyczną świątynię poświęconą jednemu z politeistycznych bogów starożytnej Grecji lub Rzymu. Zajmująca mnóstwo przestrzeni, wykonana z białego marmuru, z ciemniejszym dachem, kilkupiętrowa. Front podpierało osiem kolumn, na których ustawiono trójkątną nadbudówkę. Podobny układ występował jeszcze trzykrotnie zarówno po lewej, jak i po prawej stronie od głównego gmachu, górującego nad pozostałymi elementami konstrukcji. Zgrabna kopuła dopełniała efektu harmonii i symetrii, którym tak hołdowano w Renesansie. Przestrzeń między wspomnianymi kolumnami, a uliczką, którą wjechała tu taksówka zajmował plac wyłożony dużymi, wytrzymałymi płytami, który rozlewał się niczym fosa w średniowiecznym zamku wokół całego kompleksu. Kompleksu, gdyż wyraźnie było widać, że w ciągu ostatnich dwustu lat, znacznie rozbudowano całość czyniąc z niej niemal arystokratyczną posiadłość. Przed głównym wejściem stało dwóch ubranych w czarne garnitury panów, którzy zza czarnych okularów (ciekawe czy coś przez nie widzieli w nocy..) taksowali wzrokiem wszystkie przechodzące osoby. A przechodniów było sporo – a to grupka podpitych turystów, a to wracający po nocnej zmianie mieszkańcy pobliskich domów, imprezowicze bądź też biznesmeni (oraz bizneswomen), którzy spieszyli gdzieś z teczkami wypchanymi papierami.
Kiedy taksówka wreszcie się zatrzymała i ucichł silnik, do uszu trójki wampirów dotarły odgłosy ze środka. W Galerii panował ruch jak w dniu targowym: muzyka, rozmowy, śmiech… i zapach krwi. Gdzie jak gdzie, ale w tym miejscu po raz pierwszy od chwili przybycia do Londynu występowało takie stężenie vitae. Unosząca się w powietrzu woń zdawała się okręcać wokół każdego zdolnego ją wyczuć, otumaniała i nie pozwalała się uwolnić. Po zamknięciu oczu można było kierować się wyłącznie zapachem. Nie przeszkadzało chłodne powietrze, lepka wilgotność po deszczu ani chłód poranka. Łowy tutaj byłyby cudowne.
Galeria wydawała się tak ogromna, że mogłaby pomieścić setki ludzi, a kto wie czy te dołączone do niej – od niewidocznej strony – zabudowania nie zawierały wszystkiego, co niezbędne do funkcjonowania właściciela tej „posiadłości”. Nie byłoby to takie dziwne. Jeżeli tak, to zaprawdę rezydujący tu pan, był samowystarczalny.
- Koniec wycieczki – stwierdził sucho i beznamiętnie kierowca. Zatrzymał samochód, rzucił okiem w lusterko i rozparł się wygodniej na siedzeniu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
 |
|
Wysłany:
Pon 21:26, 05 Maj 2008
|
|
|
+NecromanTesss+

|
|
Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 36 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie
|
|
" -... wycieczki" - ocknęłam się, słysząc tamtego. Pojęłam, że dotarłyśmy na miejsce.
Wysiadłam trochę niemrawo, ale to, co wyczułam, natychmiast mnie pobudziło... Zapach krwi... Dobrej, słodkiej, zdrowej i młodej krwi, nie takiej, jak w "Ranczu". Tysiące bodźców, bardzo subtelnych, wydających się czymś ledwo racjonalnym, ale jednak istniejących i wwiercających się w umysł - uczuć, nastrojów i emocji śmiertelnych, nie do odróżnienia jednak, nie do sprecyzowania, wszystkie podobne do szumu w uszach, jaki często pojawia się przy problemach z ciśnieniem, choć nadnaturalnego pochodzenia...
Powietrze było tu inne; owszem, może bardziej przesycone "miejskością": więcej kurzu, spalin i tym podobnych... Mniej jednak zatęchłe, nieświeże, przaśne, inne niż charakterystyczne dla miejsc zajmowanych przez gmin.
Wewnątrz śmiech, relaks... A przed chwilą, tam na drodze... Taka głupia i taka tragiczna śmierć... Oto tak zwane życie. Zycie złożone z korków po tanim winie i krochmalonych kołnierzyków od Gucciego...
Z mieszanymi uczuciami przywitałam potężną budowlę. Ceniłam kunszt architekta, lecz cała ta doskonałość działała na mnie przytłaczająco; stwierdziłam, że nie lubię takich miejsc; ogromnych budynków podobnych do brzuchatych olbrzymów z baśni, drogich marek sklepów, szerokich przestrzeni, tłumów, jakie tam spotkam. Cieszyłam się, że Vi jest ze mną, choć i tak czułam się samotna i odarta z intymności. To nie był mój świat, żadna tam "Rodzina".
"Gdzie zatem jest moje miejsce?" - pomyślałam, nieledwie w rozpaczy.
Czułam się coraz gorzej. Nie wzięłam lekarstw, no tak... Zmęczenie też robiło swoje, normalnie byłabym jeszcze całkiem rześka, ale wydarzenia tej nocy kosztowały mnie sporo energii i nerwów.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aene d'Amarant dnia Pon 21:29, 05 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
 |
|
Wysłany:
Pon 21:34, 05 Maj 2008
|
|
|
Malk Content

|
|
Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 356 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów
|
|
Natychmiast otworzyłam drzwi i wciągnęłam powietrze. Dym mimo, że wywiewany przez pęd powietrza, ostro podrażnił moje zmysły. Inny zapach jednak dominował. Budził rozkoszne dreszcze. I jeszcze jedno... Cholera jasna!
- Cóż za wycieczka? Nie opisano zabytków... - szepnęłam i znalazłam się na zewnątrz, trzaskając drzwiczkami.
Królestwo z łazienkę. Będzie mnie to teraz prześladowało. Drażniący... Broń na złe wampiry! Przynajmniej się nie przeziębię...Zachichotałam i zrobiłam kilka kroków, rozglądając się w pragnieniu poznania. Pięknie tu.
Świat sklejony z przeszłości i teraźniejszości... Nie ma miejsca na przyszłość, choć większość z was o niej myśli. Ilu was tędy przeszło? Ilu przejdzie... Ilu spotkało tu gdzieś w okolicy... Przestań! Nie teraz. Nie czas na to! Nie myśl o tym nawet! Obowiązki. Tak. Ciekawam słów. Uśmiechnęłam sie w myśli. "Z boku, z dala stoimy w cieniu i na widowisku. Nie bójcie się..." Choć i tak niepokoić będziemy...
Piękny budynek zdawał się igrać ze światłami. Zimny i niedostępny. Złowrogi... Czułam niepokój... Na równi w wieloma innymi uczuciami. Miotały się... Igrały z nimi chichoty w jednolitym chaosie. Doskonałym. Przyjemny dreszcz spłynął po mnie i wszystko się zamieszało. Wygrała ciekawość. I śmiech, gdzieś, tuż obok. Nie wesołości. Oni nigdy nie kpią.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kara Boska dnia Pon 21:37, 05 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
 |
|
Wysłany:
Pon 21:46, 05 Maj 2008
|
|
|
+NecromanTesss+

|
|
Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 36 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie
|
|
Kiedy Vi wysiadła, wskazałam jej budynek ruchem głowy.
- Chyba nie pozostaje nam nic innego... Idziemy?
Chłodny wietrzyk był przyjemny, ale aura zwiastowała, że lada moment noc ostatecznie pęknie, nakłuwana już czas jakiś kiełkującym pod jej brzuchem słońcem. Lepiej być we wnętrzu, nawet tak nieprzyjaznym, jak to...
"Krew... Zapach krwi..."
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
 |
|
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa) |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|