Forum Gotyk-Forum.pl - Gotyckie forum otwartego myśliciela. Strona Główna
Autor Wiadomość
<    Wampir Maskarada   ~   [Sesja] Wieża z zapałek
Aene d'Amarant
PostWysłany: Pią 23:24, 09 Maj 2008 
+NecromanTesss+
+NecromanTesss+

Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 36 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie


Troszeczkę zbaraniałam. Jak to?

Czuły, jowialny wujaszek wita swoje dawno nie widziane bratanice? I ja mam się na to nabrać?

Choć, z drugiej strony... Czemu od razu miałabym wszędzie węszyć wrogość, pułapki i teorie spiskowe..

Świetnie... Wygląda na to, że z zapytanej trójki to ja wypadłam najmniej grzecznie. "Hej, mnie ten uścisk nie obejmuje... Nie obejmuje, haha, doobre... Ja nie znam dobrych manier!"

Ukradkiem obserwowałam ich, jak odpowiadali. Vi z nienaganną grzecznością mimo kruszącej się wytrzymałości, atencją, taktem. Wampir obok pewnie, zwięźle, rzeczowo i krótko. Oboje nie pierwszy raz znaleźli się chyba w podobnej sytuacji, choć ten ostatni chyba był młodym Spokrewnionym... ale niczego pewnego być nie mogłam.

Teraz moja kolej. Co właściwie mogę rzec? Nie zdradzę przecież szczegółów zadania. Nie będę pieprzyć o uszanowaniu, skoro przed chwilą zachowałam się, jak szczeniak. A było jeszcze coś, od czego troszkę zmiękły mi nogi...

"... ścigającej i niszczącej osoby, które posiadły zdolności taumaturgiczne"


Hm... Zatem lepiej będzie, jak nie zawrzemy dalszej znajomości, mój panie...

Byłam troszkę zaskoczona reakcją zebranych. Tremere i...?

I wtedy stanęły mi przed oczyma ich sylwetki - Anzelma i jego synów. I pojęłam, że miałam szczęście nie być z nimi w konflikcie... oprócz...

Oprócz Ulricha Sahna. Kata. Mordercy. Zwyrodnialca... lecz głupca i nieuka.

Ćśś... Śpijcie, nieudane kadry z życia. Nabrałam oddechu, jak śmiertelny orator przed wstąpieniem na mównicę i powiedziałam, ostrożnie i bez patosu:

- Annalice Urqhuart - skoro na Wyspach zawsze używałam tego właśnie nazwiska, to będę konsekwentna - Przysyła mnie ta, do której i Ty należysz, panie... Richardzie - Rodzina. Mam przysłużyć się jej dobru poprzez, na ile pozwolą na to moje niewielkie możliwości... poprzez pomoc przy zwalczeniu zła, które ostatnio zaczęło ją dotykać. Rola to istotna, ale na tyle skromna zarazem, by skromnie o niej mówić...

Tym samym dałam do zrozumienia, że więcej informacji nie udzielę, jeśli już, to nie tu i nie teraz...

Wyrzeczone. Zerknęłam na Vi.

Uświadomiłam sobie, że cały czas od wejścia tu martwię się o nią...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aene d'Amarant dnia Pią 23:34, 09 Maj 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kara Boska
PostWysłany: Sob 0:54, 10 Maj 2008 
Malk Content
Malk Content

Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 356 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów


Nagły uścisk Księcia sprawił, że lekko zacisnęłam zęby. Niedobrze. Niczym spirala w dół obnażająca zmysły coraz bardziej i bardziej. Całkiem nadwyrężona. Normalnie tak nie bywa... Co jeszcze pozostało?! Nie zrobiłby pewnie tego, gdyby wiedział... Może nie.

Słowa krążyły wdzierając się w moją świadomość. Słyszałam. Wiedziałam, co dzieje się wokół. Wtem wszyscy zamilkli. "Tremere" Milczenie mówi aż nazbyt wiele. Niepokój zagęścił atmosferę, w której szept fontanny wzmógł się irytująco. W śmiech wdały się miejscami jęki, na które wcześniej nie zwracałam uwagi. Jak drugiej nocy... Czas który pozostał... Pozostanie!
Fontanna zaś prawiła straszne rzeczy.
NIE, PRZESTAŃ, NIE CHCĘ SŁUCHAĆ!

Subtelny, znajomy głos An pozwolił skoncentrować się na sobie. Chwila skupienia, by ucichło.

- Vivian Malwound. - Zaczęłam, zmuszając się do zachowania spokoju. To trudne. Całkowicie ponad moje siły. Zdołasz... Wierzę. Pamiętałam zakaz brata, by nazwiska nie ujawniać, ale go tu nie było. - I Gravenor też cały czas. Przyjechałam z Liverpoolu pozwiedzać, bo nigdy nie byłam tu tak naprawdę. - Fakt, choć tylko jedna z kilku prawd. Wystarczy. Zapragnęłam zamknąć oczy, lecz nie byłam w stanie. Działo się.
- Poobserwować światy, popatrzeć, popodziwiać... - Złapać się czegoś! Za późno... I wtedy wszystko się zamgliło, spuściłam wzrok i wyszeptałam:
-...przestańcie...przestańcie rozbijać te ściany! I płyną na wpół skamieniałym strumi... Jak maski. Dlaczego te spojrzenia, te usta zaszyte…? Nie śmie... ach, przepraszam. - Otrząsnęłam się podnosząc głowę. USPOKÓJ SIĘ! Wytrzymaj, proszę. Jeszcze chwila tylko. Śmieją się z ciebie, wszystkimi głosami w jednolitości. Wiem. Wytrzymaj jeszcze, to tylko chwila.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Sob 15:21, 10 Maj 2008 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


Książę zaśmiał się głośno. Jego oczy nabrały ojcowskiej czułości.

- Wybornie. Mamy Świra na pokładzie. - powiedział na głos ni to do siebie ni to do oczekującej "nieumarłej fryzjerki", gdyż nieco obrócił się w jej stronę jakby chciał się upewnić, że wciąż tam stoi.

- Nic mi nie wiadomo o twoim przybyciu ani o pomocy, jaką to rzekomo oferujesz, Annalice. - powiedział do Kainitki, ale zaraz popatrzył na Vivian.

- Czy z twoimi oczami wszystko w porządku? Nie przydałby ci się lekarz? Znam niejednego dobrego.

- A z tobą będę miał do pogadania. I to zaraz jak tylko... - wycelował palcem w pierś Sergia, ale przerwał wypowiedź, gdy gdzieś zza jednych z drzwi rozległo się donośne:

- Richard!!

A zaraz po nim mocne uderzenia szpilek o podłogę.
Wampir rozejrzał się bezradnie wokół. Nikt przy nim nie stał. Z obecnych jeszcze przed chwilą kilkunastu osób, zostały cztery, ale i one dyskretnie (i szybko) opuszczały salę. Książę wykonał kilka nieskoordynowanych ruchów rękami.

- Zajmie się wami Artur. On będzie waszym przewodnikiem.

W chwili gdy padło imię, jak spod ziemi wyrósł dziesięcio- lub najwyżej dwunastoletni chłopczyk. Pojawił się dosłownie znikąd. Miał na sobie garnitur uszyty na miarę (co na pewno nie było proste) oraz kędzierzawe włosy. Uśmiechał się. Nie był to jednak uśmiech szczerego zadowolenia, raczej cynika, który komuś dopiekł i udowodnił, że to on miał rację.
Machnął ręką, co miało symbolizować "za mną" i ruszył w sobie tylko znanym kierunku. Szedł szybko po najprostszej drodze, więc widać było, że on także się spieszy.

Cała czwórka nie uszła nawet trzech kroków, gdy drzwi prowadzące do prywatnych apartamentów najbardziej zaufanych doradców i współpracowników Księcia (a także jego własnego) otworzyły się.

- Richard!! Obiecałeś mi, że pójdziemy... - do pomieszczenia weszła wysoka kobieta w czerwieni. Urwała w pół zdania. Długa, falbaniasta suknia do ziemi, odkryte ramiona i kaskady złocistych włosów na nie opadających. Zadziornym spojrzeniem przesunęła po sali jakby była na polowaniu i szukała ofiary. Pojedyncze harpie wycofujące się którędy tylko można nie zwróciły jej uwagi. Za to na ułamek sekundy zatrzymała wzrok na nowoprzybyłych. Byli już na tyle daleko, że nie wypadało krzyczeć czy podbiegać i nagle się witać. Grymas zniesmaczenia wykwitł na jej twarzy. Zrobiła kilka kroków tak, że stała teraz bardzo blisko Richarda. W powietrzu dało się wyczuć napięcie, które niemal elektryzowało otoczenie.

Chłopiec-wampir, który wyprowadzał ze środka trójkę gości, uważnie obserwował całe zajście. Wykorzystał chwilę, kiedy Kainitka w czerwieni zaniemówiła i uniósł ręce w przepraszającym geście, po czym jeszcze szybciej ruszył do drzwi wyjściowych.

- Skoro obiecałem, to pójdziemy. - odezwał się dosyć niespodziewanie Książę. Objął wampirzycę ramieniem i wspólnie wyszli z sali. W tej samej chwili, co czwórka pozostałych.
Zaraz po opuszczeniu pomieszczenia, chłopiec przywarł twarzą do okna na korytarzu i zaczął oglądać posiadłość z tej wysokości. Zdawało się, że zupełnie zapomniał, że kogoś prowadzi. Jakiś szczegół przykuł jego wzrok, ale po kilku sekundach odsunął się od szyby i zeskoczył z parapetu na podłogę. Był znacznie niższy od Anais, która była z kolei najniższa z całej trójki. Sądząc po zachowaniu i grze ciała, przeszkadzał mu fakt, że wszyscy patrzą na niego z góry. Nie odezwał się jednak ani słowem. Przemaszerował kawałek i dopiero gdzieś w połowie korytarza zaczął podgwizdywać - wracał mu dobry humor.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Koval dnia Sob 16:29, 10 Maj 2008, w całości zmieniany 13 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
los_vampirros
PostWysłany: Sob 18:01, 10 Maj 2008 
Czarny Mentor
Czarny Mentor

Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 969
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Hohenburg


Idąc przez korytarz w towarzystwie Spokrewnionych, krążyły mi w głowie słowa księcia. Dotychczasowy efekt wizyty nie był ani zły, ani zachwycający. Odczucie spowodowane głównie przez palec wycelowany we mnie i chęć natychmiastowej rozmowy. Co, chciał życzyć powodzenia, czy może miał na myśli coś w stylu "zbieraj zabawki i wracaj na swoje podwórko"?

Pojawienie się Kainitki w czerwieni i reakcja Richarda była nieco groteskowa. Uśmiechnąłem się pod nosem. Oto jak wielki książę zostaje jednym zdaniem wbity pod pantofel... ukochanej - jak sądzę. Cóż, dajmy spokój chłopakowi. W końcu takiej Wampirzycy nie sposób odmówić.

Mały stukając wypolerowanymi bucikami, szadził krótkie kroczki, mijając szeregi stojących na baczność drzwi. Przeistaczać dziecko to jednak przesada - stwierdziłem po zlustrowaniu niewiele ponad metrowego chłopca. Słyszałem o takich przypadkach. Czasem dzieci są wcielane do Rodziny z grymasu ich stwórcy, ot tak - ciekawostka przyrodnicza. Sprawdzenie, jak taki poradzi sobie w świecie nocy. Najczęściej przeistoczone dzieci są porzucane i trzeba "sprzątać" po nieodpowiedzialnych wampirach. Są też przypadki, że przemienia się zdolne dzieci, które cierpią na nieuleczalne choroby i nie przeżyją do odpowiedniego wieku.

Widząc jego perfidny uśmiech w stylu chłopca wyrywającego skrzydełka muchom, dopowiedziałem sobie jeszcze jedną wersję tworzenia takich wampirków. Słodkie, niepozorne dziecko, może w ułamku sekundy zamienić się w krwiożerczą bestyjkę. W sam raz do nietypowych misji wymagających odwrócenia uwagi, albo ataku z zaskoczenia. Jednak, gdyby ktoś zrobił ze mnie wiecznego dziesięciolatka, skopałbym mu dupę!

Ciekawość z poczekalni została nieco zaspokojona tożsamością towarzyszących mi Kainitek. Vivian z klanu Malkavian - to pewne, ale co do młodszej Annalice... ciężko powiedzieć. Cechy osobowości pasujące do... ale jest coś jeszcze. Trudna sprawa. Zawsze łatwo zgadywałem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez los_vampirros dnia Sob 22:28, 10 Maj 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kara Boska
PostWysłany: Sob 20:41, 10 Maj 2008 
Malk Content
Malk Content

Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 356 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów


Ulga. Szliśmy korytarzem, którego ściany były niespokojne. Ten substytut ucieczki pomógł mi trochę się pozbierać. Zamknęłam na chwilę oczy i ponownie otworzyłam. Wystarczyło. Ciemniej choć nadal jasno, szum pozostał w tyle... Dźwięk kroków i te drobiazgi otoczenia. Oraz ten zapach. Wciągnęłam kilkakrotnie powietrze. Wszystko nadal drażniło. Lecz miałam nad tym jaką taką władzę.

W ostatniej chwili. Już wszystko pękało. Rwały się ostatnie nici. Tak słabo. Już zaglądali mi w oczy zaszytymi twarzami. Trochę czasu zajmie nim mnie znajdą! Może nie zdołają... Spojrzałam na ściany, przesunęłam przelotnie dłonią po parapecie i zamruczałam konspiracyjnie:
- Zatrzymajcie ich... Omotajcie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Sob 20:59, 10 Maj 2008 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


Kiedy dochodzili do końca korytarza (wyglądającego dokładnie tak samo jak ten, którym szli z Nickiem, aby dostać się do pomieszczenia, w którym spotkali Księcia: żyrandole i obrazy na ścianach oraz okna wysoko przy suficie) Artur zwolnił kroku. Nie wydawał się już tak skory do szybkiego pokonania dystansu dzielącego go od celu. Wręcz przeciwnie. Niemal zrównał się z pozostałą trójką wampirów, choć nadal szedł na czele (w końcu to on prowadził), i zaczął im się bacznie przyglądać. Jego małe oczka nieustannie przeskakiwały z jednego drobiazgu do drugiego - a to guziki w płaszczu Sergia, a to nienaturalny błysk w oczach Vivian, a to spodnie wpuszczone w buty u Anais. Jego ciekawość wydawała się nienasycona. Oglądał, zapamiętywał i najwyraźniej coś kiełkowało w jego główce. Z bliska nie wydawał się taki młody. Fizycznie owszem, trudno było go nie pokonać. Przyglądając się jednak jego zachowaniu, a zwłaszcza temu ciekawskiemu spojrzeniu, którym taksował gości, można było się domyślić, że przeżył niejedną wojnę jako nieumarły. Być może nie zdążył jeszcze w pełni dojrzeć, ale już sam jego wiek jako Kainity musiał się liczyć w miejskiej społeczności wampirów.

- Witamy w Londynie. Wątpię, by ktoś tu, w Elizjum, miał wcześniej okazję was przywitać w cywilizowany sposób. Mam więc przyjemność być tym pierwszym - po raz pierwszy tej nocy jego uśmiech nie wydawał się sztuczny. Nieczęsto miewaliśmy gości w ciągu ostatnich dekad, stąd takie zainteresowanie waszymi osobami. Zgodnie z poleceniem Księcia Richarda mam tu o was zadbać i przypilnować żebyście przypadkiem nie wleźli w jakieś gówno.... a przepraszam - żachnął się - to moje słownictwo. Tym razem uśmiechnął się szyderczo. No więc jak już wiadomo jestem Artur i będę was po kolei wprowadzał do naszej lokalnej społeczności, jak to się ładnie nazywa - wykrzywił ustaw grymasie obrzydzenia, ale zaraz się opanował. Popatrzył po idących za nim wampirach. Milczeli. Zawiesił wzrok na Sergiu.

- Czy to prawda, że wy Tremerzy jesteście... no wiesz... ta cała zamknięta kasta... sami faceci... tylu chłopów w jednym miejscu... różne rzeczy się mogą zdarzyć... - zapytał niewinnie i podniósł wzrok gdzieś w stronę malowideł wiszących na ścianach.

Na odgłos szmeru, rozejrzał się na wszystkie strony.
- Ktoś coś mówił?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Koval dnia Sob 21:00, 10 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
los_vampirros
PostWysłany: Sob 21:22, 10 Maj 2008 
Czarny Mentor
Czarny Mentor

Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 969
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Hohenburg


Wzdrygnąłem się gdy usłyszałem drwiące pytanie. Co jak co, ale wie jak zdenerwować wampira. Ta zaleta może szybko przemienić się w jego wadę. Pierwsza zasada: wieku wampira nie oceniaj po wyglądzie. Pamiętam dobrze. Ale mimo wszystko należało by przewiesić gnoja przez kolano i nauczyć go rozumu, niech sobie ma i z tysiąc lat.

Stłumiłem w sobie mieszankę gniewu i poirytowania, postanowiłem odpowiedzieć.

- Jeszcze byś się zdziwił jak wiele kobiet jest w naszych szeregach... - przyjąłem lekko wyniosły ton, po czym spojrzałem z góry -... ale co ty możesz wiedzieć o kobietach. W sumie może i mieć sto wampirzyc w okół siebie, dziesięć razy tyle śmiertelniczek, a zawsze będzie to wyglądało - delikatnie mówiąc - nienaturalnie. Z fizjonomią dziesięciolatka najwyżej możesz sobie popatrzeć.

- Tym samym mało wiesz o Tremerach - dołożyłem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Sob 22:01, 10 Maj 2008 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


- Macie u siebie kobiety? - jego zdziwienie było tak wielkie, że aż przystanął na chwilę. Po chwili zmienił temat:

- Mamy tu taką małą historyjkę o Tremerach, która krąży od dłuższego czasu - widząc wyraz twarzy Sergia, dodał prędko - to nic obraźliwego. Zrobił minę taką, jakby to jego próbowano obrazić. Nachylił się w stronę wampira i odezwał:

- Powiem ci, jeżeli wcześniej opowiesz mi, jak się żyje na południu. - rozprostował ręce (a właściwie rączki) i rozmarzył się - zawsze chciałem przenieść się gdzieś, gdzie jest cieplej. Myślałem nad Włochami, ale tam mnie trochę znają (zachichotał złośliwie). Mam pochodziła z południa. Dlaczego by więc nie Hiszpania? Jak tam jest? Mają karuzele i watę cukrową na odpustach?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
los_vampirros
PostWysłany: Sob 22:15, 10 Maj 2008 
Czarny Mentor
Czarny Mentor

Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 969
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Hohenburg


Dyskusja z ciekawskim wampirzątkiem nie była zbytnio fascynująca, ale jak pytają, trzeba odpowiadać.

- Mają. Odrzekłem przypominając sobie wszystko co dobre związane z domem. - Mają też korridę, flamenco, największe kluby piłkarskie świata, świetne restauracje, katedry, place, wino, słońce, kobiety, których jesteś tak ciekaw. - Dobra, koniec ze zgryźliwością, w końcu nie chcę mieć wrogów w Elizjum. Ale nie prowokuj - Jednym słowem wszystko czego możesz oczekiwać po śródziemnomorskim kraju. Oferta turystyczna dla Nieumarłych, dobre sobie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Sob 22:48, 10 Maj 2008 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


Artur zatrzymał się. Popatrzył się na ścianę i znieruchomiał. Stał tak przez dłuższą chwilę. Początkowo wydawało się, że wlepił wzrok w jeden z obrazów (ściany w tym korytarzu wyłożone były portretami angielskich monarchów - kilkanaście par oczu niemo patrzyło na każdego przechodzącego: czy to śmiertelnika czy nieumarłego), ale szybko okazało się, że na moment gdzieś "odleciał". Gapił się w jeden punkt i coś mamrocząc (chyba sam nie wiedział co) uśmiechał się rozanielony.

Dopiero, gdy gdzieś z oddali do uszu całej czwórki doszedł bardzo przytłumiony huk - odgłosy miasta - ocknął się. Potrząsnął głową jak dziecko, gdy każe mu się zjeść coś, czego ono nie chce tknąć i powoli wznowił spacer.

- Musisz mnie tam kiedyś zabrać. Pokazać to wszystko i opowiedzieć. Bardo bym chciał zobaczyć te wszystkie corridy... czy jak to tam nazywacie. O, i jeszcze nauczyć hiszpańskiego. I zobaczyć Gibraltar.. tyle tego jest - powoli opuszczał go melancholijny nastrój, w jaki na krótką chwilę popadł.

- O czym to ja miałem.. - popatrzył na Sergia - a tak. Tremerzy. Uśmiechnął się i wskazał na siebie kciukami obu dłoni - tak się składa, że jestem tu najlepiej poinformowaną osobą w mieście, więc gdybyście chcieli pogadać, to możemy wyskoczyć czasem na frytki i colę. Ugiął się pod spojrzeniem. No dobra. Co to ja miałem... aha. Więc tak: wszyscy goście twojego pokroju - tu wskazał palcem na Sergia - siedzą w jednym miejscu. Co do jednego. Poleźli gdzieś cała bandą i się gdzieś zaszyli. Nikt ich nie widział ani o nich nie słyszał od.... ho ho ho.... Jak ze wszystkim są jednak pewne "ale". To "ale" w tym przypadku wygląda tak, że raz na jakiś czas w mieście, a dokładniej u Księcia pojawiał się jakiś wredny (a przepraszam, złe przyzwyczajenie) pseudo-mag z jakimiś niby to ArcyWażnymi instrukcjami. Jak mówiłem na samym początku, od dawna nie mieliśmy gości. Właściwie to jesteście pierwszymi odkąd... no tak. A jeżeli w dodatku jesteś jednym z tych zawszonych tępaków (pardon, jakoś samo się tak wypsnęło), to dlatego taka, a nie inna reakcja w Elizjum. Tutaj wieści szybko się rozchodzą i pewnie już niedługo będziesz się cieszył dużym zainteresowaniem. Kto by to wiedział...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aene d'Amarant
PostWysłany: Sob 23:14, 10 Maj 2008 
+NecromanTesss+
+NecromanTesss+

Dołączył: 06 Kwi 2007
Posty: 1751
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 36 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: łódzkie


Poczułam się dużo lepiej poza tą wielką salą i bez obecności Księcia, choć ten mały wybryk natury, drepczący obok, wcale nie poprawiał mi humoru - chłopczyk był jak upiorna laleczka z taniego horroru; teraz sympatyczny, należał do tych, co jeśli zechcą, zrobią wszystko, żebyś ich znielubił. Zresztą...

Jego istnienie było efektem zwyrodniałej zachcianki, szaleństwa, złośliwości lub głupoty czy kaprysu. Nie było zaś normą... Haa, jaką "normą"? W tym świecie? W świecie wampirów, które jako takie są czymś, czego nie powinno być? Niemniej, to przerażało i deprymowało wyjątkowo - duch dorosłego uwięziony w ciele malca...

Cała ta wizyta mnie przytłoczyła. Nawet ten szkrab doszedł do czegoś, a ja...

"Albo traktują mnie jak jakąś inwalidkę, albo olewają. W ramach urozmaicenia - znęcanie się..." - łyk żalu.

"Już się przestań nad sobą rozczulać!"
- mówiła inna myśl.

"Nie jesteś tak do końca sobie winna. Nikt cię nie pytał o zdanie." - ton usprawiedliwienia.

I na koniec tęsknota za tymi, którzy... których to nie dotyczyło.

Ile jest, było takich osób?

Vivian. Ale jest tak inna niż ja!
Moja matka. Nigdy nie miałam okazji dobrze jej poznać. Dziś nie żyje.
Arnaud. Kolejna dekada mija, a ja się łudzę, że pamięta raczkującą wówczas Kainitkę...

Uświadomiłam sobie, że towarzystwo tego pseudodzieciaka tylko pogłębia mój smutek i kiepskie w obecnej chwili mniemanie o sobie... Trzeba się będzie szybko zebrać do kupy, bo jak tak dalej pójdzie...

I wtedy odezwał się ostatni głos, rwący się do tej pory do odpowiedzi, ale duszony wymogami odchudzonej za naszych czasów kindersztuby.

"Mam gdzieś to wszystko".

Nic dziwnego, że nie byłam rozmowna i cieszyłam się, że nikt mnie już o nic nie pyta. W tym stanie nie sposób wykrzesać nawet najsztuczniejszego uśmiechu. Od biedy wyglądałam więc na osobę zdystansowaną... taak, powiedzmy, choć irytacja i niezadowolenie plus zmęczenie dopiekały mi już mocno...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aene d'Amarant dnia Sob 23:17, 10 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
los_vampirros
PostWysłany: Nie 0:11, 11 Maj 2008 
Czarny Mentor
Czarny Mentor

Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 969
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Hohenburg


Trzeba przyznać, że Mały sporo wie. Jego sytuacja zapewne pozwalała być przy wielu rozmowach, jako niezauważony słuchacz. Mogę próbować podpytać go czegoś na osobności, o ile nie uwikła mnie w swoje gierki, lub wykorzystać moment, w którym zrobił się gadatliwy. -Albo... Gdyby tak spróbować...to maluch, dzieciak od lat. Czerwone światło rozsądku zaczęło pulsować, włączyły się zraszacze przeciw głupim pomysłom. Cholera, w żadnym wypadku. Puknij się w pusty łeb! Nie wiadomo co on potrafi i do tego w jego domu. Wystarczy normalnie porozmawiać, bez żadnych asów z rękawa, ani cudów na kiju.

Kainitki stojące obok mnie milczały odkąd skończyły rozmowę z Księciem, a ja, jak na osobę, która powinna być w cieniu i zachować dyskrecję za dużo gadam. Salvatore zdzieliłby mnie za to po głowie. Walić to. Trzeba się dowiedzieć czegoś jeszcze od niego.

- Artur, a powiedz, czy nie słyszałeś o takich co to udają naszych, próbują robić to co my, tylko im nie za bardzo wychodzi?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koval
PostWysłany: Nie 17:27, 11 Maj 2008 
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Dołączył: 12 Mar 2007
Posty: 4963
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 43 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków


Trasa wiodła do końca korytarza, potem ostro w lewo i na schody, które pięły się dwa piętra w górę. Pojawił się czerwony dywan z motywami roślinnymi, który przykrywał podłogi i sięgał ścian, które na tym poziomie nie miały już tak regularnego charakteru. Co prawda były tylko trzy korytarze, lecz co i rusz pojawiały się jakieś wnęki, przewężenia czy maleńkie sale z samymi futrynami, gdzie umieszczono jakiś wyjątkowo rzadki lub cenny okaz: a to obraz, a to biżuterię w gablotach czy też płaskorzeźbę. Niektóre pomieszczenia były oddzielone od pozostałych. Sądząc po ich wystroju i przechowywanym tam sprzęcie, było to coś na kształt warsztatów bądź pracowni, gdzie świeżo upieczeni artyści doskonalili swe umiejętności. Artur wybrał jednak drogę na wprost. Przechodząc obok marmurowych posągów dwóch lwów, które groźnie łypały ślepiami na każdego nieznajomego, można było dotrzeć do pokoi dla gości.

- Książe oferuje wam gościnę i życzy sobie, abyście pozostali w Elizjum na czas swojego pobytu w Londynie. Uznajcie to za… dobre maniery. Tak pewnie on sam by to nazwał. Oczywiście możecie nie przyjmować zaproszenia, ale czasu zbyt wiele nie ma i możecie nie zdążyć znaleźć schronienia. Jak wolicie… - nie zatrzymał się ani nie zwolnił. Wyglądało to tak, jakby znał już odpowiedź. Szedł spokojnie w stronę pomieszczeń sypialnych, które – sądząc po wystroju tego piętra i jego urządzeniu – były przeznaczone dla co znaczniejszych gości. Byle kogo tu nie kwaterowano. Chłopiec popatrzył na Sergia w chwili, kiedy przestępowali jeden progów łączący dwa korytarze o różnej szerokości.

- Nigdy mnie nie interesowały takie rzeczy. Nie znam się na czarach i mało kto tu się zna – niedbale machnął ręką co pewnie miało oznaczać „kto by się tym zajmował” – i jakoś mnie nigdy nie interesowało, co tam sobie te futrzaste czarodzieje robią. To ich sprawa i nie włażę im z buciorami do duszy. Jak mają problem, to najczęściej sami go sobie rozwiązują. To nie jest tak jak z tymi lalusiami, którzy potrzebują kogoś, komu mogą się zwierzyć, bo inaczej cierpią katusze i łażą jakby im ktoś zabił rodziców. Obrzydlistwo. Trzymajcie się od nich z daleka… - uniósł palec wskazujący w górę w przestrzegającym geście.

W tej samej chwili zza drzwi umieszczonych od wewnętrznej strony po lewej ręce Artura wyłoniła się wysoka postać. Było to wąskie przejście bez okien niczym droga do katakumb zasłaniane przez masywne, okute drzwi, które wychodziły właśnie na korytarz na trzecim piętrze. Idący szybko chłopiec, rozmawiając przy tym z Sergiem, nie miał szans uniknąć zderzenia. Wpadł siłą rozpędu na postawnego mężczyznę i aż go odrzuciło do tyłu – musiał podskoczyć z zaskoczenia i strachu.

W słabo oświetlonym korytarzu naprzeciw czwórki Kainitów stał potężnie zbudowany wampir. Jego szerokie ramiona, duże dłonie oraz masywna sylwetka nadawały mu wygląd szafy – skutecznie zasłaniał światło rzucane przez lampę za jego plecami. Miał na sobie długą szatę sięgającą samej ziemi, która wydawała się ciemniejsza niż najmroczniejsza noc. Postawiony wysoki kołnierz i przydługawe czarne włosy zasłaniały przeoraną zmarszczkami twarz czterdziestokilkulatka i oczy błyszczące jak u Vivian. Wydawał się generować aurę zimna gdyż, kiedy nagle temperatura wokół spadła o kilkanaście stopni, zrobiło się chłodno i nieprzyjemnie.
Artur poderwał się na równe nogi:

- Aaaa, to ty… aleś mnie przestraszył.

Nieznajomy nie odezwał się ani słowem ani nie wykonał żadnego gestu.

- Po co tu łazisz? Nie widzisz, że jestem zajęty. Mamy gości. – wskazał na pierwszą osobę stojącą zaraz za nim. Była to Anais.

Nadal brak reakcji. Jego wzrok zatopił się w chłopcu, a temperatura zdawała się nadal spadać.

- Idź sobie. Daj mi spokój. – Artur uniósł piąstkę w górę i zaczął nią wygrażać.

Cały świat zdawał się zamykać w tych kilku metrach kwadratowych. Zupełnie jakby jakiś niewidzialny klosz przykrył całą piątkę, izolując ich od wszystkich bodźców z zewnątrz. Zrobiło się bardzo zimno. Kainita wpatrywał się przez cały ten czas w Artura. W powietrzu nie wyczuwało się żadnych nadnaturalnych zdolności czy używania mocy opartych o krew. On tylko patrzył.

- Powiedziałem coś! Won stąd! Ale już – chłopiec przywarł do nieznajomego i napierając na niego oburącz próbował go przesunąć. Wyglądało to komicznie: mający niespełna półtora metra wzrostu dzieciak o raczej mizernej budowie szarpie dwumetrowego, barczystego mężczyznę. Po chwili Artur zrezygnował. W jego oczach można było dojrzeć narastającą furię, ale gdzieś w głębi czaiła się desperacja, która lada moment weźmie górę. Jeszcze tylko chwila…

Nieznajomy przeniósł spojrzenie na stojące za Arturem wampiry. Mógłby to zrobić bez poruszania się, ale przekręcił nieco głowę, aby było widoczne, że nie zamienił się w milczący posąg. Omiótł wzrokiem cała trójkę, nie napotykając niczyich oczu. Zatrząsł się medalion na szyi Sergia, pierścień zaczął wibrować. Vivian poczuła żar w kieszeni, zupełnie jakby ktoś włożył tam kawałek rozgrzanego żelaza i teraz ten się topił, raniąc skórę. Przed oczami An pojawiła się twarz Ernesta, który uśmiechał się dobrotliwie, a zaraz potem w jego miejsce ukazał się krzyczący Ulrich Sahn, aby za moment stać się Anzelmem Linnsbergiem o płonących oczach niczym jeden z jeźdźców Apokalipsy z obrazu Durera. Cała czwórka ocknęła się jak wyrwana z głębokiego snu. Przed nimi mignęła jeszcze ręka wampira, który schodził tą samą droga, którą tu przyszedł. Nie powiedział ani słowa.

Artur musiał znacznie szybciej dojść do siebie. Zrobiło się cieplej, odgłosy z zewnątrz zaczęły na nowo docierać do koterii, a poprzednie „efekty” odeszły w zapomnienie. Postać Kainity wydawała się równie odległa jak zeszłotygodniowy sen.
Chłopiec namyślał się chwilę, po czym spokojnym głosem, jakby zupełnie nic się nie stało, powiedział do Sergia:

- Jeżeli chcesz, to możemy się przejść do naszego nadwornego kapłana – ironiczny uśmiech zakwitł na jego twarzy – on jest od takich spraw i chyba coś niecoś zna się na tych waszych kuglarskich sztuczkach. Popatrzył na zegarek:
- Za czterdzieści siedem minut wschód słońca. W sam raz. Powinniśmy zdążyć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
los_vampirros
PostWysłany: Nie 18:13, 11 Maj 2008 
Czarny Mentor
Czarny Mentor

Dołączył: 21 Sty 2007
Posty: 969
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Hohenburg


Słowa Artura wyrwały mnie z odrętwienia. W pamięci majaczyło coś niepokojącego, ale było nieuchwytne, jak sen, którego za nic nie można sobie przypomnieć, choć tak bardzo się tego chce. - Co jest?! - Starałem otrząsnąć się z nieokreślonego stanu. Musiałem milczeć przez moment. Bynajmniej moje poczucie czasu mi tak mówiło. Spojrzałem w oczy małego wampira. Wszystko było po staremu... gdyby nie to kretyńskie odczucie. Coś jak po wybuchu granatu, jakbym zapomniał głowy i poszedł dalej.

- Do kapłana... no tak, możemy iść. - rzuciłem nagle, bez zastanowienia. Gdzieś tam pod kopułą trybiki znów zaczęły normalnie funkcjonować.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kara Boska
PostWysłany: Nie 21:34, 11 Maj 2008 
Malk Content
Malk Content

Dołączył: 02 Sie 2006
Posty: 3242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 356 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków/ aktualnie Chrzanów


...choć to boli...to boli...to boli...HAHAHAHAH! Wierzysz, czy tylko chcesz? ...zaboli!

Ktoś. Się. Pojawił. Myśl jak trzy oderwane od siebie kawałki. Trzy myśli. Jedna.
...przybierz różne postaci, a wtedy nie będą wie...

To było niczym kubeł zimnej wody. Wszystko zamarło. Świat jakby oddalił się, wszystkie kłopoty gdzieś... Pustka i chłód. Jak na księżycu... O, nie...tylko nie...nie to! nie...nie...nie! nie księżyc! Uspokój się! Kiedy... nie mogę. Wciągnęłam powietrze kilkakrotnie, rwanym wdechem. A oni będą krzyczeć... Jak wtedy. Jak zawsze, gdy musisz patrzeć. Dreszcze jak stada mrówek biegały po mojej skórze. Raz za razem. Po całym ciele. ...twarz, która prawdę karze...

Panika była tak blisko.

I wtedy pojawił się żar, koncentrując na sobie całą moją uwagę. Skąd to... pali. Zaraz...tam...pierścionek. Sparalizowało mnie. Jak to...przecież... Bałam się włożyć rękę do kieszeni. Ostatnim razem... Nie osoba, postać tylko.

TIK-TAK TIK-TAK To chichoty...wróciły...i...tykają. Nieszczęsna, gdy wybiją godzinę. Strzeż się! Uważaj. Unikaj. Popatrz. An!
Momentalnie odwróciłam głowę...ona...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 29 z 53
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 28, 29, 30 ... 51, 52, 53  Następny
Forum Gotyk-Forum.pl - Gotyckie forum otwartego myśliciela. Strona Główna  ~  Wampir Maskarada

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach